niedziela, 27 grudnia 2015

Rozdział 15. Pożegananie?

    Doktor Darren siedział na przeciwko mnie i czekał cierpliwie aż zacznę swą opowieść. Czułam jak rośnie we mnie gula, pęcherz, który zaczyna pęcznieć i boleć i jedynym sposobem na jego usunięcie jest spowiedź. Chciałam się komuś wygadać (co jak na moje standardy było dziwne, ale nic po ostatnich wydarzeniach nie było już normalne).
    A więc zaczęłam. Opowiedziałam mu całą sytuację z Lukiem, a potem wszystko co miało miejsce pomiędzy mną a Harrym. Ten ostatni wyjątkowo mnie zasmucił. Czułam się odrzucona. Czułam, że znowu mnie oszukał. Byłam wściekła na niego i na siebie. Wszystko znowu było źle. W sumie powinnam się przyzwyczaić do takiego stanu rzeczy. Nigdy nie było dobrze. Jak mogłam myśleć, że mogę mu znowu zaufać?! Że warty jest drugiej szansy?! Że warty jest myślenia o nim w kategorii przyjaciela?! Obłęd! Niedorzeczność! Głupota... Głupota!
    Kiedy skończyłam, te wszystkie emocje malowały się na mojej twarzy. Ale poczułam się lepiej. Odreagowałam trochę i była to moja pierwsza, prawdziwa "terapia".
    Darren milczał.Wyglądał jak ktoś, kto ma więcej zamrtwień niż powinien. Jakby to były jego problemy, a nie moje własne.
- Nie powinnaś go tak skreślać.- odrzekł po chwili namysłu.
- Nie widzę powodu by zrobić inaczej. - powiedziała lodowatym głosem. Nagle poczułam się jak idiotka. Myślałam, że on akurat stanie po mojej stronie, że powie, iż mam rację! Jak widać, ostatnio życie nie funduje mi dobrych wrażeń. Wszyscy są przeciwko mnie.
- No właśnie. Nie widzisz, bo ci ich nie przedstawił. Z tego co powiedziałaś wynika, iż Harry bardzo się starał, by zdobyć twoje zaufanie na nowo. Sądzę, że miał dobry powód, żeby na razie się od ciebie odsunąć. Tylko ty go jeszcze nie znasz. Ale jak Harry będzie gotowy, to ci go wyjawi.
- Albo, Harry jest zimnym draniem, który lubi bawić się ludźmi, a potem, gdy już mu się znudzi ,odstawia ich na miejsce. - zasugerowałam, czując się jak rozpieszczone dziecko szukające pocieszenia, usprawiedliwienia swoich poczynań. Nie było mi to dane.
- Chyba oboje wiemy, że to nieprawda.
- Ostatnim razem nic go nie powstrzymało. - wyjawiłam, otwierając kolejne rany w moim sercu. Czułam się źle, ale w pewien sposób byłam usprawiedliwiona. Chciałam by ktoś wreszcie poczuł mój bół, który tak skrzętnie starałam się ukryć wszędzie poza tym gabinetem.
    Harry nie odzywał się od półtora tygodnia. Ani on, ani Maggie, ani nikt. Z Lukiem rozmawiałam wczoraj przez telefon i niby już było w porządku, ale nie śmiałam wspominać mu o tym wszystkim. Niewiarygodne, ale starałam się chronić Harry'ego przed jego osądem, mimo iż sama beształam go w myślach niemiłosiernie. Myślę, że bałam się najbardziej potwierdzenia tego, czego się domyślałam, a co Luke mi powtarzał swoim nastawieniem do Stylesa. Bałam się tego, że Luke pomyśli iż jestem taka głupia jak mi samej się wydaję. No i wciąż liczyłam, że może jeszcze wszystko wróci do punktu wyjścia. I to właśnie było najgorsze! Ta głupia nadzieja! Byłam idiotką! Chciałam wrócić do tego, co było, ale sama nawet nie wiedziałam co to było i do czego to niby miało zmierzać. Chciałam tego i nie chciałam.Czułam się bezradna i opuszczona i nic nie pomagało.
    Dave też widział, że coś się dzieje, ale nie śmiał pytać o Harry'ego. Raz tylko przyłapałam go na rozmowie z nim, przez telefon i poczułam się zdradzona tym, że nawet Dave dostaje więcej niż ja i zaraz potem miałam ochotę się udusić za posiadanie pragnienia otrzymywania czegokolwiek od tego palanta.
- Lily... Masz prawo być zła, pogubiona, zraniona... Ale poczekaj. Poczekaj i zostaw mu miejsce. Podejrzewam, że chłopak z czymś się gryzie, ale nie sądzę, by miał cię opuścić.
- Skąd możesz to wiedzieć?! Skąd?
- Znam się na ludziach. Dla niego, który żyje na oczach świata, który cały czas jest w rozjazdach, który pewnie przeżył niejeden zawód i rozczarowanie, zaangażowanie wymaga czasu.
- W dupie mam jego rozczarowanie! O moim nie myślał, kiedy wrócił do mojego świata.
- Czy kiedykolwiek ci coś obiecywał?
- Nie, ale wyznał mi miłość, non stop paplał, że mu na mnie zależy i chciał, żebym została... Żebym nie szła na tę głupią randkę. Myślałam... Myślałam, że mówił prawdę. Nie mogę uwierzyć, że jestem taka głupia! - odparłam, jęknęłam i ukryłam twarz w dłoniach.
- Nie wiesz Lily jak bardzo jesteś w błędzie. To, że obdarzasz kogoś zaufaniem nie oznacza, że jesteś głupia. Oznacza, że chcesz by ktoś z tobą był. To, że masz nadzieję nie oznacza, że jesteś naiwna. Oznacza, że jesteś ludzka, że czekasz na niego. Już dawno mu wybaczyłaś i teraz cię to boli bo myślisz, że popełniłaś błąd. Ale tak bardzo się przed nim broniłaś, bo to wciąż w tobie siedziało i teraz, po tym wszystkim zakopałaś stare demony. Ruszyłaś naprzód. Nawet jeśli teraz, on nie dotrzyma ci kroku, nawet jeśli nie nauczył się na błędach, ty wyniosłaś z tego więcej niż ci się wydaję.
- Nie czuję, jakbym wyniosła.- jęknęłam.
- Porozmawiaj z nim. Otwórz się. Nie broń się nogami i rękoma tylko powiedz mu jak się czujesz i daj mu czas by mógł na to zareagować. Jeśli mam rację, ulży ci i ruszysz naprzód.
- Dobrze. Zrobię to. Pożegnam się z Harrym Stylesem i na zawsze utnę tę znajomość.
    Darren westchnął. Chyba nie o to mu chodziło, ale nagle ta wizja zaczęła dominować w moim umyśle. To ja będę tą, która powie ostatnie słowo. To ja rozegram tę grę i pożegnam się z demonami z przeszłości. Czas na wybaczenie jemu i sobie i rozpoczęcie nowego życia. Bez Harry'ego!
    Po wyjściu z gabinetu poczułam ulgę, ale również byłam wyczerpana. Wypompowana z wszelkiego życia. Chciałam zadzwonić do Harry'ego, ale powstrzymałam się i odłożyłam tę rozmowę na chwilę, gdy będę bardziej stabilna emocjonalnie.
     Londyn, zawsze pochmurny, zaświecił lampkami. Święta zbliżały się dużymi krokami i jak na złość przychodziły nie w porę. Z resztą nie w porę były już od paru lat. Ale teraz wyjątkowo nie miałam głowy do rozmyślań nad prezentami i tym wszystkim. Byłam wyczerpana. Chciałam zasnąć i tyle.
    Po powrocie do domu wzięłam kąpiel i ległam na łóżku. Nawet nie zauważyłam kiedy zasnęłam.
    Śniło mi się, że spadam. Nie mogłam się zatrzymać, spadałam w otchłań, a myśl, że zaraz się rozbiję była niezwykle uporczywa i męcząca. Aż w końcu ktoś zaczął mnie wołać. Pomyślałam, że to we śnie, ale jego podstawy zaczęły się burzyć. Ktoś mnie budził, co przerwało sekwencje spadania. Odetchnęłam i uniosłam lekko powieki.
    W ciemnościach widziała tylko zarys postaci, ale zapach wystarczył do identyfikacji. Harry siedział na łóżku i pochylał się nade mną. Strzępki mojej świadomości zaczeły mi przypominać o tym, że to chyba niedobrze, a ciało instynktownie się spięło, chociaż mój ospały umysł jeszcze nie rejestrował zagrożenia.
- Hej. Miałaś koszmar?
- Spadałam. Dlaczego pytasz?
- Wydawałaś się niespokojna.
- Co ty tu robisz? - odparłam już całkiem przebudzona i sztywna. Bałam się poruszyć i zburzyć harmonię tej sceny i podświadomie przygotowywałam się na dawkę bólu jaką może mi zaserwować, wyglądający na Anioła, chłopak.
    Harry był spokojny... Zachmurzony. Nie wiedziałam, czy to dobrze.
- Dostałem ochrzan.
- Ochrzan? Od kogo?
- Od wszystkich. Od Dave'a. Od Maggie i od Louisa... I od mojej mamy.
- Naprawdę? Za co?
- Głównie, za to, że jestem kretynem.
- Wow, cóż za odkrycie. - odparłam i mimowolnie się uśmiechnęłam.
   (MUZYKA) I nagle, jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki, poczułam spokój. Byłam gotowa na to, co może się stać i nie widziałam w tym nic strasznego. Odpuściłam. Rozluźniłam się.
- Wiesz, zespół ma teraz wolne. Przerwa świąteczna. Jadę odwiedzić rodzinę i kumpli. - powiedział chłopak siadając już pionowo i patrząc w przestrzeń. A jednak pożegnanie. I to on zaczął! O nie, niee!
- Harry. Jedź. - odrzekłam, wstając do pozycji siedzącej. Nie obyło się to bez małego zawrotu głowy, ale postanowiłam nie dać nic po sobie poznać.
- Chcesz żebym wyjechał?
- Jeśli ty tego chcesz. Nie będę cię zatrzymywała. Nie będę cię obwiniała. Możesz odejść. Rozstaniemy się w pokoju i zgodzie, przyrzekam.
    Harry spojrzał na mnie uważnie, lustrując czy może nie kłamię, albo nie pękam. Chciało mi się od tego śmiać.
- Nie jestem chora psychicznie! Można mnie porzucić. W zasadzie, już naprawiłeś to co miałeś. Było miło spędzić z tobą ten krótki czas, ale było mi jakoś przed tobą to i będzie po tobie.
- W tym właśnie rzecz. Nie chcę żeby ci było jakoś!
- To czego ty chcesz?
    On milczał. Myślałam, że on jeden wie, co robi, ale jak się okazało, sprawy miały się inaczej.
- Chcę twojego szczęścia.
- Więc wiedz, że będę szczęśliwa... Kiedyś. Na razie to i tak niemożliwe.
- Dlaczego?
- Dlatego, bo jestem zbyt popaprana. Ale jakoś się pozbieram. Coś z tego wyjdzie, zobaczysz.
- Jak to się stało, że teraz ty pocieszasz mnie?
- Od tego są przyjaciele. - odparłam i uśmiechnęłam się. I tym właśnie byliśmy. Czułam spokój i radość bo wreszcie wiedziałam coś! Wiedziałam czym byliśmy i dawało mi to nieopisaną satysfakcję. Wszystko znowu było proste i poukładane.
- Nawet po tym wszystkim? Po balkonie, po tamtej nocy, po tamtym poranku, w tym łóżku? - zapytał ze smutkiem w oczach. Wyglądał na dość zagubionego a i ja straciłam trochę pewności co do tej naszej przyjaźni.
- Ktoś mi kiedyś powiedział, że z przyjaźni biorą się najlepsze związki. Kto wie, może mieliśmy szansę. W jakiejś innej rzeczywistości. W innym życiu. Ale to jest to co mamy. I lepiej zrezygnować teraz niż później.
- Czyli twierdzisz, że dałabyś mi szansę? - zapytał poważnie.
    Stąpałam po bardzo, bardzo cienkim lodzie. I co ja miałam mu powiedzieć?
- Nie wiem. Nie wiem Harry. Ostatnie parę dni uświadomiło mi, że gdzieś tam po drodze, mógłbyś sprawiać więcej problemów niż ja.
- Nawet nie masz pojęcia. - odparł i znowu zapatrzył się w ścianę. Coś ewidentnie było nie tak.
- Harry, chcesz mi coś powiedzieć?
- Tak. Nie mogę teraz. Nie mogę dać ci tego, co potrzebujesz. Bo sam tego nie posiadam. Byłem głupi, myśląc, że jest inaczej. Ale byłem też szczęśliwy. Tak krótko, ale jednak. I nie chciałem wierzyć... Ale to zabrnęło za daleko. Przepraszam ja...
- Spokojnie.- powiedziałam i złapałam go za rękę. Nagle to ja byłam tą opanowaną, a on tym z atakiem.- Wszystko będzie dobrze.
- Chciałbym... Chciałbym Lily.
   Nie wiem nawet kiedy, ale nagle znalazł się w moich ramionach. Powoli uspokajał mu się oddech, za to ja ledwo trzymałam się w ryzach. Na takie pożegnanie nie byłam przygotowana. Zastanawiało mnie co też mogło go trapić do takiego stopnia, że całkiem się rozsypał. Czułam wszystkimi receptorami, że coś jest bardzo nie w porządku.
     Harry wstał i pociągnął mnie do góry ze sobą. Staliśmy tak i czułam, że Harry już wraca do równowagi. A to oznaczało, że zaraz się pożegnamy.
- Lily.
- Tak?
- Ja wrócę. - powiedział i odchylił się tak, by patrzeć mi w oczy. - Ja wrócę... Prędzej czy później zawsze wracam do ciebie. Tylko... Potrzebuję czasu.
- Dobrze. - odparłam szeptem, chociaż dopiero teraz czułam, jak bardzo jest mi ciężko pogodzić się z tym, że znowu go tracę.
- I przepraszam... za wszystko.
- Dobrze. - powtórzyłam.
- Wtedy, na tamtej kolacji mówiłem prawdę. W głębi duszy zawsze cię kochałem.
    Odparł i pocałował mnie w czoło. Trwało to bardzo długo, na tyle, że po moich policzkach popłynęły łzy.
- Do zobaczenia.
- Żegnaj. - odparłam.
    I wyszedł. Coś mi mówiło, że jeszcze się zobaczymy, a mój smutek jest adekwatny do sytuacji, ale rozdzierająca pustka wciąż wywoływała u mnie spazmy. Mimo iż się pożegnałam i wreszcie wiedziałam na czym stoję miałam nieodparte wrażenie, że ominęło mnie coś ważnego. Dlaczego Harry odszedł? To pytanie zawisło między mną a drzwiami, a odpowiedzi mogłam szukać tylko w jednym miejscu.