piątek, 13 czerwca 2014

Rozdział 7. Rozmowa pod wierzbą

    Wychodząc z samochodu poczułam ostre ukłucie mrozu na policzku. Wzięłam kilka głębokich oddechów by się uspokoić co w tej sytuacji wcale nie było łatwe. Harry znalazł się obok mnie, a z jego debilowatej twarzyczki nie schodził uśmiech. Widocznie znęcanie się nade mną sprawiało mu wyjątkowo dużo frajdy. Wywróciłam oczami i ruszyłam przez oszroniony trawnik w stronę domu, który był wielki, nowoczesny i wypełniony po brzegi młodymi, bawiącymi się ludźmi. Ciekawe czy rodzice organizatora tej całej balangi wiedzą w ogóle co się w ich domu wyrabia... Obstawiałam, że nie.
- Niezła okolica. Nie to co ostatnio. - powiedział Harry dotrzymując mi kroku. Jego komentarz wyjątkowo mnie rozeźlił, ale postanowiłam być twarda i nie dać się sprowokować do niepotrzebnych kłótni. W końcu przed nami jeszcze cały wieczór. Dwa metry za nami, jak cienie, podążali ochroniarze. Harry stwierdził, że to konieczność, której się nie pozbędzie nawet jakby chciał. No tak... W końcu gwiazda światowego formatu. Prychnęłam pogardliwie i obrzuciłam tych dwóch, napakowanych typów ponurym spojrzeniem. Dobrze, że byli ubrani po cywilnemu. Już widzę tę aferę, jakby się okazało, że sprowadziłam policję czy coś... Oni obiecali, że cokolwiek tam zobaczą i usłyszą, zostanie to w tym domu, gdyż ich zadaniem jest ochrona  Harry'ego i ewentualnie mnie. Ha ha ha bo taką jestem sierotą. Postanowiłam, że nie będę na nich zwracać najmniejszej uwagi, a skupię się na dziewczynie Luke'a. W końcu po to tu jestem.
    Stanęłam przed drzwiami. Sądząc po donośnych odgłosach i dudnieniach wydobywających się z wnętrza budynku nikt raczej nie usłyszy dzwonka do drzwi. Pociągnęłam za klamkę i weszliśmy do środka. Znaleźliśmy się w przedsionku, gdzie powitało nas kilka rozchichotanych dziewczyn.Wszystkie wyglądały jak plastikowe lale. Gdzie ja jestem? Zostawiliśmy płaszcze i podążając za stadkiem Barbie wkroczyliśmy do epicentrum całej zabawy - ogromnego salonu, gdzie w przytłumionym świetle bawiło się około pięćdziesiątki ludzi. Niezła ta impreza. Omiotłam wzrokiem całe pomieszczenie w poszukiwaniu przyjaciela, ale było stosunkowo tłoczno i ciemno, więc wyłapałam go z tłumu dopiero po pięciu minutach. Zerknęłam na Harry'ego.
- Zostań tutaj. - rzuciłam w jego stronę i wkroczyłam w morze ludzi. Oczywiście Harry ani myślał spełnić moją prośbę i podążał za mną krok w krok. Orientacja w tak trudnym terenie, gdzie bawiło się tyle osób, a gdzie nie gdzie znajdowała się sofa czy stolik było ciężkie, ale w końcu dotarłam do celu. Luke spojrzał na mnie z uśmiechem, ale zaraz potem dostrzegł moje towarzystwo i na jego twarzy wymalowało się tysiąc pytań.
- Muszę się napić. - odrzekłam jak tylko znalazłam się w odpowiedniej odległości i nie zwalniając korku podążyłam w stronę barku, znajdującego się pod ścianą. Tłoczyło się tam sporo osób, ale jakoś dałam radę się przecisnąć i chwyciwszy butelkę wódki odskoczyłam na bok. Ukradłam jeszcze mały kieliszek i z precyzją barmana nalałam sobie alkohol. Wypiłam jednym łykiem i natychmiast skrzywiłam się okropnie. Płyn palił moje wnętrzności, ale ja potrzebowałam więcej. Wiedziałam, że z czasem zobojętnieje na działanie alkoholu. Powtórzyłam całą operacje jeszcze kilka razy, aż w końcu miałam dosyć. Chciało mi się okropnie pić, ale tym razem potrzebowałam zwykłej wody. Udałam się więc w poszukiwaniu kuchni. Gdzieś na drugim końcu pokoju dostrzegłam prostokątną palmę światła na ścianie co mogło oznaczać, że znajduje się tam pomieszczenie, którego poszykuję. Ruszyłam w tę stronę i rzeczywiście, znalazłam się w kuchni. Poszukałam szklanki, nalałam kranówy i wypiłam życiodajny płyn. Od razu lepiej... Teraz byłam gotowa stawić czoło wszelkiemu złu. Nawet Harry'emu!
    Z podniesioną głowa opuściłam nowoczesną i dużą kuchnię i wróciłam do moich "przyjaciół". Zobaczyłam to samo spojrzenie u Luke'a i Harry'ego, co szczerze powiedziawszy bardzo mnie rozbawiło. Obaj najwidoczniej się martwili. Obok blondyna stała dziewczyna, której nigdy w życiu nie spodziewałabym się ujrzeć z moim przyjacielem.
- Lily, to jest Victoria. Moja dziewczyna. - odrzekł dumnie Luke i posłał swojej towarzyszce gorące spojrzenie. Victoria?! Victoria Stanley?! Blondynka o naprawdę niebieskich oczach, wysoka, ale zgrabna oplotła ramionami Luke'a, a jej farbowane loki zasłoniły mi obraz przyjaciela. Wpatrywałam się w nich jak osłupiała, nie wiedząc co właściwie powiedzieć. Przecież ona była znana jako puszczalska, rozpieszczona córeczka tatusia, opływająca w luksusach. Ten dom to jej dom. Cholera! Wykorzystywała wszystkich wokół siebie i była wredna do szpiku kości. Naprawdę nie rozumiałam co Luke w niej widział?!
- Miło mi Cię wreszcie poznać. Luke tyle o tobie opowiada! - odparła Victoria, odrywając się wreszcie od swojego chłopaka i uśmiechając się sztucznie.
- Och naprawdę? - udałam zaskoczoną i posłałam przyjacielowi ostrzegawcze spojrzenie. Co on wyprawiał?
- Tak. Mówił, że jesteście bardzo zżyci i w ogóle. Ale teraz będziesz musiała się podzielić. - odrzekła dziewczyna i zaśmiała się. Jej przyjaciółki Barbie zawtórowały jej. Dopiero teraz dostrzegłam, że oplotły wianuszkiem Harry'ego, tak szczelnie, że prawie nie było go widać. I bardzo dobrze!
- No cóż... Najwidoczniej. - powiedziałam oschle.
- Nie martw się. Masz jeszcze mnie! - powiedział Harry obejmując mnie ramieniem. Jakimś cudem udało mu się wyrwać od adoratorek. Victoria zmierzyła nas uważnie swoim lisim wzrokiem. Nie spodziewała się chyba, że taka ja mogę być z takim kimś jak Harry Styles. Postanowiłam zagrać jej na nosie.
- Och naprawdę Harry? Wiesz, jesteś kochany! - odrzekłam i pocałowałam go w policzek. On był tak samo zaskoczony jak cała reszta naszego towarzystwa, a ja stwierdziłam, że w razie czego zwalę to na działanie alkoholu.
- Lily... Dobrze się czujesz? - spytał nieśmiało Luke.
- Wyśmienicie! - odparłam śmiejąc się donośnie. Skoro on może prowadzać się z taką Victorią, to ja mogę z Harrym! Za to Styles postanowił wykorzystać okazję.
- Czy mogę Panią prosić do tańca? - zwrócił się do mnie jak gentleman i ująwszy moją dłoń złożył na niej delikatny pocałunek. Poczułam drżenie przechodzące po mojej ręce i kręgosłupie. Nie był to dobry znak, ale teraz nie mogłam się wycofać.
- Oczywiście. - odparłam i dałam się zaprowadzić na parkiet. Posłałam jeszcze uśmieszek całemu temu zgromadzeniu, nie oszczędzając nikogo. Alkohol zaczął już działać, ale o dziwo nie przytępiło to moich zmysłów. Wiedziałam dokładnie w co się wpakowałam. DJ jak na złość puścił właśnie Bruno Marsa - Just The Way You Are, zapraszając wszystkie pary na parkiet. Harry spojrzał mi głęboko w oczy po czym delikatnie przysunął mnie do siebie ręką chwytając za plecami. Czułam jak oplata mnie woń jego wody kolońskiej, tak cudownie delikatnej i sama dobrowolnie zamykałam się w tej klatce. Drugą ręką chwycił mą dłoń i ułożył sobie na ramieniu, po czym ujął mają drugą dłoń i zaczął kołysać nami delikatnie. Cały czas patrzył mi w oczy, a ja również nie odwracałam wzroku, jednak czułam, że coraz mniej gram. To co teraz odczuwałam, a czego z pewnością nie powinnam, nie było niczym udawanym. Parkiet jakby się przerzedził, w pary połączyło się mniej osób. Harry uśmiechnął się figlarnie i zbliżył usta do mojego ucha.
- Przed kim udajemy? - spytał.
- Przed Victorią i jej świtą. A co? Masz coś przeciwko?
- Skądże! Bawię się wyśmienicie! - odrzekł chłopak i zaśmiał się wesoło.
- Wiedziałam, że Ci się spodoba. - powiedziałam uśmiechając się mimo woli.
- Zaskoczyłaś mnie Lily... Myślałem, że będziesz cieszyć się ze szczęścia twojego najlepszego przyjaciela. - rzekł Harry. W jego głosie dało się wyczuć wyraźną dozę smutku. Zdał sobie sprawę, że ktoś zajął jego miejsce. Westchnęłam.
- To nie takie proste.
- Oświeć mnie.
- Czuję, że ona go zrani... - wyjawiłam cicho. Bliskość Harry'ego w żaden sposób nie przeszkadzała mi w trosce o Luke'a.
- A nie jesteś przypadkiem... zazdrosna? - spytał delikatnie chłopak. Sam liczył, że zaprzeczę.
- Oczywiście, że nie! Luke jest dla mnie jak brat.
- No wiesz, braterskie uczucie też może się czasem przerodzić w coś głębszego...
- Daj spokój. - odparłam śmiejąc się głośno.
- Mówię co widzę.
- Mówisz czego się boisz! - odrzekłam trochę zbyt lekkomyślnie. Oboje mierzyliśmy się wzrokiem i odkryłam, że się nie pomyliłam.
- Naprawdę? Harry, ty jesteś zazdrosny? - spytałam, śmiejąc się jeszcze głośniej niż ostatnio.
- Co w tym dziwnego?
- Wszystko? - tym razem to on się zaśmiał.
- Pamiętaj, że jesteś moja. - szepnął mi cicho do ucha. Znowu dreszcze. Co on ze mną robił?! Postanowiłam zagrać nieczysto. Położyłam rękę na jego policzku, a w tym samym momencie jego oczy zalśniły.
- Zapomnij kochanie. - powiedziałam z uśmieszkiem. Harry zaśmiał się ponownie.
- Wcale się nie zmieniłaś Lily.
- Doprawdy?
- Tak. Nadal lśnią ci oczy kiedy się denerwujesz, a kiedy się śmiejesz zawsze tak słodko marszczysz nos. Prawy i lewy sierpowy bez zmian, nadal masz bałagan w pokoju i wciąż rozumiesz moje poczucie humoru. Taką cię znałem. Spojrzałam w te jego cholerne oczyska i nie wiedziałam co powiedzieć.
- Za to Ty nadal fatalnie tańczysz. - wykrztusiłam w końcu. Oboje wybuchnęliśmy śmiechem. Nie pamiętałam kiedy ostatni raz tak dobrze się bawiłam. Cholera! Czemu akurat tak dobrze się z nim dogadywałam? Akurat z nim! Z tą jedną osobą, z którą nie chciałam mieć już nigdy, nic do czynienia! Pomyśleć, że jeszcze tydzień temu byłam gotowa go zabić... I chyba nadal jestem. Ten wniosek również doprowadził mnie do śmiechu, za to Harry uniósł znacząco brwi, czekając na wyjaśnienia.
- Wiesz, sądzę, że jak na mojego wroga numer jeden, za dużo sobie pozwalasz... - odparłam.
    Harry jak na zawołanie wygiął mnie w pół, tak że zawisłam metr nad parkietem. Byliśmy tak blisko, stanowczo za blisko! Chłopak uśmiechnął się figlarnie.
 - Doprawdy? - zacytował mnie. Zniżył się jeszcze bardziej, tak, że gdybym chciała, mogłabym go spokojnie pocałować. Skąd w ogóle takie myśli?! Moje serce gwałtownie przyspieszyło, a ja tylko patrzyłam się w te jego oczy i czas jakby znowu się zatrzymał. Po czym Harry powoli doprowadził nas do pionu, a czar prysł. Z przerażeniem odkryłam, że gapi się na nas więcej niż połowa ludzi, będących w pokoju. Harry jakby w ogóle tego nie zauważał i dalej trzymał mnie w ramionach.
- Przywykłeś?
- Tak. - powiedział nadal się uśmiechając. Mimo to strasznie mu współczułam. Nigdy nie chciałabym tak żyć. Harry nadal kołysał nami delikatnie, mimo iż piosenka dawno się skończyła. Zamiast tego leciał jakiś dubstep. Powoli wycofaliśmy się z parkietu i unikając ciekawskich spojrzeń ewakuowaliśmy się z salonu. Uciekliśmy do przedsionka, ubraliśmy wierzchnie odzienie i wyszliśmy w mroźny wieczór. Mimo to ten chłód był przyjemny, orzeźwiający, co przyniosło mi ulgę. Za dużo emocji się we mnie nagromadziło, a ten spacer (nawet w towarzystwie Harry'ego) pozwolił mi trochę odreagować.
    Z tyłu za domem, znaleźliśmy małą ławkę, znajdującą się pod wielką wierzbą, która osłaniała nas przed wzrokiem innych gości. Usiedliśmy stosunkowo blisko siebie, ale wmawiałam sobie, że to przez ten mróz.
- Co z ochroniarzami? - spytałam po chwili.
- Myślę, że niedługo nas znajdą... Więc nie mamy dużo czasu. - odparł i posłał mi znaczące spojrzenie.
- Mówił ci ktoś kiedyś, że jesteś idiotą?
- Tak... Ty wiele razy. - przyznał.
- Widzisz? A ja mam zawsze rację.
- Taaa, z pewnością.
- Poddajesz to w wątpliwość? - spytałam ostro i zrobiłam groźną minę.
- Tak trochę. - odrzekł ostrożnie chłopak.
- No i może masz rację... Bo gdybym była mądrzejsza, nie siedziałabym tu teraz z tobą.
- Jest aż tak źle? Ale przecież biorę tabletki...
- A weź... Przez ciebie cofam się w rozwoju! Znowu oboje wybuchnęliśmy śmiechem i było mi tak dobrze, po prostu śmiać się szczerze.
- Wybacz słońce, taki już jestem. - stwierdził Harry.
- Kompletnie powalony!
- Ty lubisz takich. - odgryzł się umiejętnie.
- Ale ciebie nie!
- Lubisz, lubisz... Inaczej byś tu ze mną nie siedziała.
- Wmawiaj to sobie, wmawiaj... Chyba tylko to już ci zostało. Zanim kompletnie oszalejesz.
- Chyba już oszalałem. - powiedział i spojrzał na mnie poważnie. To były te sekundy zanim człowiek, albo powie ci, że umiera, albo że cię kocha. Jedno już dzisiaj zaliczyliśmy, więc... Postanowiłam ratować sytuację i zaczęłam śmiać się nerwowo.
- Nie dziwię się. Gdybym ja była tobą...
- Dopiero byś zauważyła, co tak naprawdę jest w tobie. - dokończył.
- To znaczy?
- To znaczy, że bardzo się zagubiłaś... a ja staram się po prostu sprowadzić cię z powrotem.
- Marnujesz czas! Jestem tylko ja - Lily Brooks, która jest tu i teraz i nie jest tą samą osoba, którą była dwa lata temu! Pogódź się z tym i daj mi spokój! - powiedziałam i wstałam. Zanim jednak zdołałam udać się w drogę powrotną Harry chwycił mnie za rękę. Spojrzałam na nasze dłonie, a bolesne wspomnienia z powrotem zapukały do moich drzwi. Chłopak podniósł się powoli i zbliżył do mnie. Nie puszczając mojej ręki uśmiechnął się delikatnie, tak jak tylko on potrafił i odparł.
- A mimo to wciąż widzę w tobie moją starą przyjaciółkę, którą poznałem na łące z gitarą i zadziornym spojrzeniem. W moich oczach stanęły cholerne łzy.
- Zadowolony? Masz co chciałeś! Wracam do tamtych chwil, kiedy naprawdę byłam szczęśliwa, kiedy nic nie było skomplikowane i wiesz co? To cholernie boli! Więc nie, nie chcę tego wspominać, nie chcę być twoją "starą przyjaciółką"! Chcę zapomnieć! Bo to co było przynosi tylko ból. A przez ciebie... Kiedy patrzę na ciebie i ty mi to przypominasz widzę to wszystko i nie mogę, nie mogę tego dłużej ciągnąć! - powiedziałam i zakryłam ręką twarz. Nie byłam przygotowana na taką reakcję z mojej strony, ale przy Harrym kompletnie się nie kontrolowałam. I byłam już tym zmęczona.
- Przepraszam. - powiedział cicho chłopak i najzwyczajniej w świecie mnie przytulił. Natychmiast odepchnęłam go od siebie.
- Nie chcę do tego wracać, nigdy więcej Harry! Wałkowaliśmy to już tyle razy...
- I wiem, że masz rację. Dlatego od tej chwili przyrzekam, że nie wrócimy już do tego co było. Zaczynamy od nowa. Z czystą kartą.
- Nie mamy czego zaczynać.
- Owszem mamy! Cześć, jestem Harry. - powiedział i wyciągnął do mnie rękę, puszczając moją dłoń. Spojrzałam na niego zaskoczona.
- Idiota.
- Nie, Harry. - poprawił mnie.
- Te dwie kwestie się nie wykluczają. - powiedziałam. On posłał mi szeroki uśmiech, a ja chciałam go odwzajemnić. Co się ze mną dzieje?!
- Uściśniesz tę dłoń bo mi już drętwieje? - zapytał nagle.
- Dobrze ci tak IDIOTO! - Harry w odpowiedzi zrobił minę obrażonego dzieciaka i udał szloch. To przeważyło sprawę. Wybuchłam śmiechem, a on mi zawtórował. Staliśmy tak na mrozie śmiejąc się pod rozgwieżdżonym niebem, a wszystko znów przez chwilę było proste.  




   W krępującej ciszy pod moim domem, na pustej ulicy, mierzyliśmy się wzrokiem. Wiedziałam, że wypadałoby podziękować, powiedzieć coś miłego, ale co niby? To nadal był Harry, a ja nadal go nie znosiłam. Bajka się skończyła.
- A niech to! Mam coś dla ciebie! Zaczekaj... - powiedział i szybko zanurkował we wnętrzu samochodu. Wiedziałam, że nie szykuje się nic dobrego.
- Proszę. - rzekł wręczając mi dumnie pakunek. Prostokątny twardy i owinięty w kolorowy papier. Podejrzewałam, że to książka. - Mam nadzieję, że ci się spodoba...
- A muszę to przyjąć? - spytałam z nadzieją. Mój dług wobec tej nieznośniej osoby rósł z minuty na minutę.
- Bez dwóch zdań! Myślę, że akurat to ci się spodoba.
- Teoretycznie urodziny miałam tydzień temu.
- Tak wiem, ale postanowiłem być orginalny.
- Aha... - tylko tyle byłam w stanie powiedzieć. Znowu nastało milczenie. Westchnęłam i odwróciłam się zmierzając w stronę budynku. Nie miałam zamiaru dziękować za coś co zaraz wyląduje w śmietniku.      
- Tylko powiedz szczerze! Czy ani przez moment tego wieczoru nie bawiłaś się dobrze? Ani przez chwilę? - krzyknął za mną. Odwróciłam się i już wiedziałam, że to złe posunięcie. Nie byłam dobrym kłamcą.
- To nie ma znaczenia...
- Dla mnie ma! No więc...?
- Czasami... bywałeś znośny... - wykrztusiłam w końcu. Na jego twarzy pojawił się ogromny uśmiech.
- Dobranoc Lily. - rzekł rozradowany. Cholera!
- Cześć. - rzuciłam przez ramię i uciekłam.
    Kładąc się spać zastanawiałam się, czy to na co dawałam ciche przyzwolenie, nie jest największą głupotą jaką popełniam w życiu, ale z drugiej strony... Może jeszcze nie wszystko stracone? Może to teraz mój czas żeby się odegrać i złamać parę serc? A zwłaszcza jedno...










WITAJCIE ROBACZKI! :D
Wiem, że przerwy pomiędzy rozdziałami są ogroooomne, ale już niedłuugo koniec roku szkolnego i w wakacje na pewno się poprawię! I co powiecie o tym rozdziale? Liczę na Wasze komentarze bo ostatnio jest ich coraz mniej, co trochę mnie przygnębia, ale teraz macie okazję się zrehabilitować! :D

Przypominam, że Akademia Młodych Pisarzy  działa i przyjmuje zgłoszenia! ZAPRASZAM SERDECZNIE!!  






A oto drugi, własnoręcznie przeze mnie wykonany (z nieocenioną pomocą mej córki Mariety, której OGROOOOOMNIE dziękuję (nie, Ona nie jest moją prawdziwą córką) i dzięki jej umiejętnościom) ZWIASTUN mojego opowiadania. Piszcie w komentarzach co o nim myślicie!! Liczę na Was ludzie, DO ROBOTY! ;)


                                                     

kocham Was! <3
Talitha xoxo 

7 komentarzy:

Chedey pisze...

Zabiłaś mnie.
Tym rozdziałem.
Tym zwiastunem.
Leżę i kwiczę.
Kocham Cię <3
Uwielbiam ten rozdział.
Najlepszy rozdział ever.
Harry i Lily> Harrily <3 Albo Liarry <3
Jaka faza.
Po prostu uwielbiam!
xoxo

Hela pisze...

Zdecydowanie Harrily xD xoxo Może zrobimy głosowanie? LoL haha Love ya <3

Anonimowy pisze...

Kocham Cię ty moja wariatko i nie wmawiaj mi więcej, że są lepsi od ciebie. Bo tak nie jest, jesteś genialna. To co piszesz jest świetne i możesz pomyśleć, że mówię tak tylko dla tego, że cię znam, ale tak nie jest. Mocno pragnę aby spełniły się twoje marzenia. Bo naprawdę zasługujesz na to bardzo, bardzo mocno. Zwiastun genialny, obejrzałam trzy razy za każdym razem ryczała. Piszesz tak realnie, strasznie ci tego zazdroszczę. Pamiętaj o mnie jak staniesz się sławną pisarką.

Całusy, Kocham Cię mocno ***Weronika***

marieta pisze...

Czyli jestem adoptowana?;oo NIEEEE
Ten rozdział jest taki... AWWWWW. Szkoda tylko, że było tal mało Luke'a;((( Dobra, ja muszę sprzątać;*** Trochę krótki komentarz... Przepraszam kotku<3

Anonimowy pisze...

Tak mnie wciąga, że przeczytałam całość od nowa jednym haustem rozdział po rozdziale. Czekam niecierpliwie na dalszą część. ;*

olkka pisze...

Po pierwsze przepraszam, przepraszam, przepraszam, przepraszam... ;c
Jest mi cholernie źle, że nie byłam pierwsza w komentarzach i że dopiero teraz dodaję ;c
Ale praca mnie wykańcza ;s

A teraz do rzeczy!
Co do rozdziału, to mistrzunio jesteś, ale to przecież wiesz :)
Mam nadzieje, że ta suka nic nie zrobi mojemu Lukowi...
Taki kochany ten rozdział dzisiaj :') AAAAWWWWHHHH AWWWWH
Oni pasują do siebie, będą razem, ja to wiem :D
Ciotka Dżeff to czuje :D hahha
tak romantycznie było i wgl, że aż mi szkoda, że ja nikogo nie mam ;c
Znajdź mi chłopaka... Paulinko kochana ty moja mordecko, znajdź mi go ;c
Wiesz, że Cię kocham ? Taaaaaaaak bardzo ♥♥

Teraz sprawa nr.2, a mianowicie zwiastun.
JEST PRZEZAJEBISTY *.* O ILE TAKIE SŁOWO ISTNIEJE !
NO JESTEŚ MISTRZEM I ZAWODOWCEM WE WSZYSTKIM CO ROBISZ *MATMA NIE* *SORRY MUSIAŁAM XDDDD*
jest idealny ♥
jesteś przecudną i przemądrą osóbką i moją wspaniałą przyjaciółką którą kocham, mimo, że jej nigdy nie widziałam ♥
wiem, że Ci często truje itd, ale wiesz... Mi jako wiernemu fanowi numer 1! NUMER 1 BITCHES! wybaczysz :)


Sprawa nr.3
Jak Cię spotkam, to zabije !!!!!
Chcesz zabić mojego chłopaka ;c
NIEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEE
Znaczy to twoje opowiadanie itd, ale why ?!
Zabolało..
Dobra to na tyle... Nie męczę Cię więcej !!!

ILYSM!
MUCH LOVE, CIOTKA DŻEFF ! ♥

Unknown pisze...

Moja mina ,kiedy czytałam i ogl zwiastun były w stylu : :O , ogl ggjkggbsdjgbhgbsgbbg mogę powiedziec o wszystkim co stało się w tym rozdziale. Cóż jestem początkująca w tych dziedzinach , ale nawet ja mogę powiedzieć ,że piszesz na prawdę na poziomie! Mamo przeczytałam to 2 razy i nawet chyba nie mrugnęłam! Jestes wspaniałaą pisarką i wgl ogromnie cię kocham!! <3 Zapraszam do mnie http://nanny-fanfiction.blogspot.com/ :**