środa, 2 lipca 2014

Rozdział 8. Błękitny motyl

     Pierwsze co przyszło mi na myśl po przebudzeniu się, to wspomnienie zielonych oczu tuż nade mną. Tak intensywne i zbijające z tropu, iż przez chwilę byłam pewna, że to tylko jakiś koszmar. Sen, o którym zaraz zapomnę. Ale nie, do głowy, z impetem wdarły się wspomnienia z ostatniej nocy, żywe (i co gorsza) prawdziwe. Oddychałam głęboko, ale to nie przynosiło ulgi. Przewróciłam się na bok. Nie miałam siły by podnieść się z łóżka. Wściekłość mieszały się z żalem i dziwną ekscytacją, ściskającą wnętrzności. Byłam zła, przede wszystkim na siebie. Wczoraj dałam genialny popis silnej woli. Powinnam wyjść z tej restauracji, zaraz po tym jak ten pajac wyznał mi miłość! Cholera! Na samą myśl coś niebezpiecznie ścisnęło mnie w gardle. Do tego w ogóle nie powinno dojść! A potem... a potem ta impreza i... taniec?! Serio?! Hej, to ja Lily Brooks, czekam na NOBLA za swoją głupotę! Wszystko wywróciło się do góry nogami, pomieszało i mimo, iż odchodząc byłam pewna, że nic tak naprawdę się nie zmieniło, to złudne uczucie towarzyszyło mi tylko, gdy byłam jeszcze pod działaniem alkoholu. Dzień przyniósł bolesną prawdę. Zmieniło się wszystko! Nienawidziłam jego i siebie za to, jak teraz to wszystko postrzegałam. Jak serce zaczynało mi walić na samo wspomnienie jego dotyku na swoim ciele, uśmiechu jaki posłał mi na dobranoc. CHOLERA!
   Na granicy wytrzymałości, wyskoczyłam z łóżka i pobiegłam do łazienki, po drodze zdejmując z siebie pidżamę. Weszłam pod prysznic i odkręciłam zimną wodę. Aż syknęłam. Szok termiczny był dla mnie niczym zbawienie. Po trzech minutach zdecydowałam, że już wystarczy i puściłam gorącą wodę. Moje członki powoli odzyskiwały czucie, a ja intensywnie zmywałam z siebie brud wczorajszego dnia. Niestety tego z głowy usunąć nie mogłam.
    W końcu opuściłam łazienkę czysta i zadowolona. Od razu podbiegłam do odtwarzacza CD, który dostałam na gwiazdkę, cztery lata temu i puściłam jakiś hard rockowy zespół. Jazgot zagłuszał myśli, a o to mi chodziło, chociaż szczerze, nie przepadałam za taką muzyką. Włożyłam na siebie swoje ulubione, stare dresy i wyciągniętą koszulkę z wizerunkiem Madonny i skierowałam swe kroki do kuchni. Niestety zastałam tam Davida czytającego gazetę, oraz Merry, krzątającą się po kuchni. Chciałam się wycofać, ale oboje skierowali swe głowy w moją stronę i było już za późno.
- Cóż za orginalny sposób na pobudkę. Może powinienem ustawiać ci taką muzykę na budzik do szkoły? - spytał Dave. Poczynania gitarzysty było słychać tu stosunkowo wyraźnie. Postanowiłam się tym nie przejmować i wyciągnęłam z szafki moją miskę.
- Kochanie, zrobiłam kanapki z serem i pomidorem, oraz jajecznicę. Może zjesz coś innego niżeli tylko płatki? - zaproponowała Merry. W sumie dlaczego nie?
- Dave, powinieneś jej płacić. - powiedziałam, odbierając od niej talerz pełen gorącej potrawy. Wyglądała smakowicie. Usiadłam na przeciw mężczyzny i zaczęłam pochłaniać zawartość talerza. Merry z szerokim uśmiechem wręczyła mi jeszcze kubek gorącego kakao, który bardzo chętnie przyjęłam. Co za miła odmiana.
- Nie trzeba mi płacić. Wystarczy powiedzieć, że smakuje!
- Żartujesz? To jest obłędne! - odparłam i uśmiechnęłam się. Na twarzy kobiety wykwitł rumieniec, a sama promieniała z radości. Ja również poczułam się lepiej, sprawiając jej przyjemność, a mówiłam tylko prawdę. - Lily, jak miło, że humor Ci powrócił. To pewnie sprawka Harry'ego, co? - wtrącił Dave.
    I tym samym, mój dobry humor, wyparował jak woda z garnka.
- To na pewno, nie JEGO zasługa! - odparłam chłodno. Nagle straciłam cały apetyt.
- Co się stało? Myślałem, że dobrze się bawiłaś. - powiedział. Tak bardzo chciałam zaprzeczyć, ale przez większość wieczoru, tak właśnie było! Racjonalnie rzecz biorąc mogłam to wszystko zwalić na działanie alkoholu i w moich oczach byłoby to jak najbardziej logiczne, (sama przecież chciałam się tym usprawiedliwiać przed światem), ale czy mogłam w ten sposób usprawiedliwić się przed samą sobą? Nie.
- Nie zamierzam tego powtarzać! - odparłam tylko i posłałam mu wymowne spojrzenie. Jednak on nie poddawał się tak łatwo.
- Ale dlaczego? Co się stało?
- Po prostu go nie znoszę, kiedy to w końcu pojmiesz?! - krzyknęłam i wzburzona wróciłam do swojego pokoju. Niestety wystarczyła tylko krótka wzmianka o Harrym, a ja nie mogłam już uciec przed jego wizerunkiem w mojej głowie, czy wspomnieniami z ostatniej nocy. Były jak natrętna mucha, rzep, którego nie sposób się pozbyć.
    Muzyka nadal dudniła w pokoju, nic więc dziwnego, że nie usłyszałam pukania do drzwi. Merry wkroczyła do pomieszczenia i na migi pokazała mi, czy mogłabym ściszyć. Nie miałam ochoty tego robić, ale to i tak nie dawało wymiernych skutków, więc wyłączyłam odtwarzacz. Zapadła dzwoniąca cisza. Stałam na środku pokoju, wciąż się trzęsąc i nie wiedziałam, co ze sobą zrobić.
- Lily, przepraszam cię, za Dave'a. On nie wie jak załatwić takie sprawy... delikatnie. - powiedziała kobieta i usiadła na łóżku, zachęcając mnie bym uczyniła to samo.
- Nie, dziękuję postoję! - warknęłam. Byłam nieuprzejma, ale w tej sytuacji, miałam to w dupie.
- Jak wolisz. Lily, czy wczoraj zdarzyło się coś, co nie powinno się zdarzyć? -spytała cicho kobieta. Nie ma co, grunt to delikatność! Odpowiedź na to pytanie brzmiała jak najbardziej, TAK, ale przypuszczałam, że nie do końca o to jej chodziło.
- A co chcesz przez to powiedzieć?
- Czy Harry zrobił ci krzywdę? Zmuszał do czegoś? - Znowu chciałam powiedzieć tak. Ale z drugiej strony wszystko co robiłam, robiłam z własnej woli. I to najbardziej mnie bolało.
- Nie, nic takiego nie miało miejsca. - odrzekłam zrezygnowana.
- No więc... Dlaczego go tak nie lubisz? - spytała Merry. - Mi wydawał się bardzo miły i zabawny i uprzejmy. Czy w stosunku do ciebie jest inny? - Ach i to jak! Jest uparty, pewny siebie, zadufany w sobie, chamski, hipnotyzujący, szarmancki, ciepły... To wszystko zabrnęło w złą stronę! Zła na siebie zaczęłam chodzić po pokoju, starając się ukryć czerwień na policzkach.
- Jest osobą, z którą nie chcę mieć absolutnie nic do czynienia! Nie chcę o tym rozmawiać!
- Piękne kwiaty. - powiedziała ni stąd ni zowąd. Bezwiednie skierowałam wzrok na bukiet róż, stojących na stoliku. Jakoś wcześniej ich nie zauważyłam. - Zdradzę ci tajemnice. Kwiaty kupują tylko ci, którym zależy, którzy czują się winni. Myślę, że mu zależy.
    Merry wyszła, pozostawiając mnie samą z tym bałaganem w mojej głowie. Podeszłam powoli do stolika. Obok kwiatów znajdował się pakunek, który wczoraj dostałam od Harry'ego. Rozpakowałam go i ku mojemu zdziwieniu nie ujrzałam książki. Był to pamiętnik. Czarny z błękitnie migoczącym motylem na okładce. Otworzyłam go. Na pierwszej stronie ujrzałam notkę, napisaną pismem, które już kiedyś widziałam, pismem, które znałam. Pismem Harry'ego. Napisane było: " Tylko napisz o mnie coś miłego. Harry." 
    Otworzyłam szybko szufladę biurka i chwyciłam długopis, po czym na całej stronie napisałam: " HARRY TO ŚWINIA!! ". Cóż za wspaniały pomysł żeby dać mi pamiętnik! Ostatni prowadziłam jeszcze przed wypadkiem. Potem już nie miałam do tego serca. Znajdowałam inne sposoby, na radzenie sobie z emocjami, a o wielu rzeczach tak naprawdę nie chciałam pamiętać. Dlaczego miałabym to teraz zmieniać?! Bez żalu wyrzuciłam zeszyt do kosza.
    Zauważyłam coś jeszcze. O oparcie krzesła przewieszony był czarny płaszcz. Płaszcz George'a. Przeszył mnie delikatny dreszcz na wspomnienie chłopaka. Pamiętałam, że był uroczy, przystojny i miły. Nie często spotyka się takich na ulicy. Minął już ponad tydzień od naszego poznania, a ja nawet nie raczyłam się odezwać. W sumie byłam w stanie zaryzykować kolejne spotkanie, ale wątpiłam, że Dave da się przekonać, poza tym, nie chciałam z nikim rozmawiać. Nie dzisiaj. Z drugiej jednak strony, nie miałam nic lepszego do roboty w niedzielny poranek, popołudnie czy też wieczór, a pozwolić sobie czekać na telefon od Harry'ego to jak dobrowolnie iść na tortury, więc musiałam działać. Znalazłam w jednej z kieszeni białą wizytówkę, którą mi podarował. Złotymi literami wygrawerowane było George Ivy, a poniżej jego numer. Nic więcej.
    Przeszukałam pokój aż wreszcie znalazłam telefon i drżącymi rękami wystukałam jego numer. Rozległ się znajomy sygnał. Pikanie nie ustępowało, a ja myślałam, że zaraz serce wydrze mi się z piersi. Plus był taki, że zajęłam czymś myśli. Po piątym sygnale odezwała się sekretarka. W słuchawce zabrzmiał jego głos oznajmiając: "Sorrka, że nie mogę odebrać telefonu, ale walczę ze smokami... A nie, to moi starzy! W każdym razie na pewno oddzwonię, jeżeli chcesz. Zostaw wiadomość, bym mógł nacieszyć się twym głosem!". Potem nastąpiło charakterystyczne piknięcie, a ja wybuchłam śmiechem. Po chwili zorientowałam się, że taką właśnie zostawiam mu wiadomość i zanim zdążyłam pomyśleć, rozłączyłam się.
    Spojrzałam na telefon, a serce nadal mi waliło. Co ja najlepszego zrobiłam?! Teraz to na pewno uzna mnie za pacjentkę szpitala psychiatrycznego i już więcej się nie odezwie. Cholera! Telefon w mojej ręce nagle zawibrował, a moje serce stanęło. To tylko sms. Od Luke'a. Głęboko oddychając, otworzyłam wiadomość. "Musimy się spotkać. Będę za 15 minut. Wymyśl coś, żeby się wyrwać!" Pięknie! I niby jak mam to zrobić?!
    Ochrzaniając w myślach przyjaciela, przebrałam się szybko w jeansy i granatową bluzę i wychyliłam głowę z pokoju. Cisza. Podeszłam na palcach do salonu, ale tam i w kuchni było pusto. Dave zapewne polazł do Merry. Bo niby co ma tu robić sam, z córką degeneratką? Ale to wręcz świetnie! Teraz żałowałam, że George nie odebrał. Mogłabym uciec bez żadnych przeszkód. Kto wie kiedy nadarzy się następna, taka okazja? Z westchnieniem zawodu udałam się do kuchni, wyjęłam z jakiejś szuflady, z przepisami mamy, kartkę i długopis i napisałam, że idę na spacer. Przy odrobinie szczęścia pomyśli, że poszłam na cmentarz.
    Ubrałam szybko trampki i płaszcz, po czym wybiegłam z mieszkania. Idealnie zgrałam się z Lukiem, który właśnie zajeżdżał pod mój dom. Wsiadłam szybko do samochodu obok kierowcy i zapięłam pasy. Ruszyliśmy.
- Hej, co się dzieje? - odezwałam się.
- Poczekaj, jak dojedziemy to pogadamy. - odrzekł, nie odrywając wzroku od drogi. Cholera, nie zabrzmiało to dobrze. Zastanowiłam się co takiego zrobiłam źle i jak na zawołanie, wróciły wspomnienia z nieszczęsnej imprezy i mojego tańca z Harrym. Zapadłam się w sobie, a wstyd palił moje policzki. To było do przewidzenia, że Luke będzie chciał wyjaśnień, a ja nie bardzo wiedziałam co mam mu powiedzieć. Sama nie wiedziałam, co chciałam tym udowodnić. Chyba tylko własną głupotę! Ale niewątpliwie do tego wszystkiego skłonił mnie fakt, że dziewczyną Luke'a jest Victoria Stanley! Wreszcie znalazłam jakieś rozsądne argumenty na swoją obronę i tego postanowiłam się trzymać!
    Luke zatrzymał swojego złomka przed Hyde Park i wysiadł bez sowa. Podążyłam za nim. Ruszył szybko przed siebie, a ja dogoniłam go z niemałym trudem. Jak to w niedzielę przystało, mimo pochmurnego nieba, Park tętnił życiem. Minęliśmy właśnie jakąś grupę azjatyckich turystów. Byli w zimowych, puchowych kurtkach. Faktycznie było chłodno, ale to już przesada. Dzieci biegały, a matki za nimi. Na widok pikniku faktycznie się zdziwiłam. Była końcówka listopada!
   Zmęczona już tym marszem zatrzymałam się.
- Stój! - krzyknęłam za Lukiem. Odwrócił się niechętnie. - Miejmy to już z głowy. - powiedziałam i usiadłam na pobliskiej ławce. On uczynił to samo.
- W zasadzie miałem zaciągnąć cię aż na drugi koniec i dopiero wtedy porozmawiać.
- Dlaczego?
- Bo tak! Lily co do cholery ci dobiło?!
- Ale co masz doookładnie na myśli? - grałam na zwłokę.
- Ciebie i Stylesa! Co to wczoraj miało być?! Przecież mówiłaś, że go nienawidzisz, że cię prześladuje...
- Bo tak jest!
- No uwierz mi, wyglądało to zupełnie inaczej! Po co on w ogóle z tobą przylazł?
- Ugh... Uczepił się mnie zaraz po kolacji...
- Jakiej kolacji?
- No, zaprosił mnie na kolację, więc musiała iść, bo to był jedyny sposób, żeby się jakoś wyrwać z domu! A potem dowiedział się o imprezie i już nie dał mi spokoju! Poza tym, mój drogi to ja tu jestem osobą, która ma prawo się złościć! Victoria Stanley?! Chłopie, gdzie ty masz rozum?!
- Nie znasz jej. - odrzekł chłodno i spojrzał przed siebie.
- Wiem wystarczająco!
- Nie wydaje mi się!
- Luke, ona cię perfidnie wykorzystuje!
- Nieprawda!
- Sprzedajesz jej? - spytałam ostro. Spojrzał na mnie i widziałam, że był wściekły i zraniony.
- Nie. - odrzekł twardo.
- Dajesz za darmo? - tym razem już nic nie powiedział i spuścił wzrok. Trafiłam w dziesiątkę, ale wcale nie byłam szczęśliwa, że to ja mam racje.
- Luke...
- To nie tak jak myślisz! - wstał wściekły i obrzucił mnie spojrzeniem. - Nie masz zielonego pojęcia co nas łączy, bo nie miałaś nawet czasu, żeby się przekonać, zajęta tym całym Stylesem! Jeśli twierdzisz, że Vicky mnie wykorzystuje, pomyśl co on z tobą robi! Bawi się tobą i tyle! A ty naiwna dajesz się zapraszać na kolacyjki i tańce! Lily, GDZIE TY DO CHOLERY MASZ ROZUM? - to powiedziawszy odwrócił się i poszedł. W moich oczach lśniły łzy, ale były to łzy wściekłości. Jak on śmiał?! Przecież on nawet nie zna Harry'ego, za to ja Victorię wystarczająco! Wiadomo, że ona go wykorzystuje bo chce mieć darmowy dostęp do dragów, a on głupek się zakochał! Ja też jestem głupia, wiedziałam to już wcześniej, wiedziałam, że Harry to drań, ale on? Nie ma o niczym pojęcia! Jego słowa zraniły też część mojej duszy, która wierzyła, że nasza przyjaźń jest ponad to wszystko. A to była nasza najpoważniejsza kłótnia dotychczas.
    Mocny podmuch wiatru przypomniał mi o tym, że ubieranie trampek o tej porze roku jest głupotą. Jakoś zdołałam zapiąć płaszcz i ruszyłam do domu. Nie miała zamiaru tu tkwić i marznąć. Podążałam ulicami Londynu, bez chęci do życia. W mojej głowie kłębiło się tyle myśli, a w sercu trwał prawdziwy huragan.
     Z tego zamieszania wyrwało mnie uczucie, że ktoś mnie obserwuje. Odwróciłam się, w przestrachu, że to Harry i z nadzieją, że to Luke, jednak żadnego z nich nie ujrzałam. Właściwie nikt nie przejmował się moją obecnością. Wszyscy gdzieś biegli, nie zważając na świat. Powróciłam do smętnych przemyśleń, ale dziwne wrażenie nie znikło. Mało tego, poczułam, że ktoś mnie śledzi. Facet w kapturze, pozornie grzebiąc w telefonie, przykuł moją uwagę. Skręciłam w jakąś uliczkę i po chwili odwróciłam się, z przerażeniem stwierdzając, że dalej za mną idzie. Jasna cholera! Strach ogarnął wszystkie moje członki i przyspieszyłam kroku. Postanowiłam jak najszybciej znaleźć się w domu.
    Wróciłam na właściwą drogę. Zostało mi do przejścia kilka przecznic. Odwróciłam się i zobaczyłam pustą ulicę. Nikogo nie było. Chyba to tylko moja wyobraźnia płatała mi figle. Mimowolnie spojrzałam się za siebie po raz kolejny i nieznajomy znów się pojawił. Tym razem moje ciało zareagowało instynktownie. Puściłam się biegiem. Gdy wreszcie dotarłam na swoją ulicę nie mogłam oddychać, a w boku czułam bolesną kolkę, mimo to nie zwalniałam. Zanim wbiegłam do domu obejrzałam się jeszcze raz. On tam był i patrzył na mnie. Przerażenie ścisnęło mnie w gardle. Nie zastanawiając się ani chwili dłużej wbiegłam do domu.
    Przekraczając próg mieszkania zamknęłam drzwi na zamek i dopiero wtedy pozwoliłam sobie na zaczerpnięcie oddechu. Osunęłam się po drzwiach, na ziemię i ciężko nabierałam powietrza. Poczułam palące pragnienie i postanowiłam doczołgać się do kuchni. W duchu przeklinałam wszystkie opuszczone godziny w-fu.
    Gdy po pół godziny, doszłam całkowicie do siebie, przemyślałam sprawę na chłodno. Facet ewidentnie miał coś do mnie. No bo dlaczego by biegł? Cholera, a jak to jakiś gwałciciel, albo zabójca? Widział, że go widziałam. A jak teraz będzie chciał mnie dorwać? A jak zrobi krzywdę Davidowi?
   Z ponurych rozmyślań wyrwał mnie dzwonek do drzwi. Prawie spadłam z krzesła. Zraz potem przyszło mi do głowy, że to może być David. Zabrałam szybko nietknięta kartkę ze stołu, którą mu zostawiłam i wyrzuciłam ją do śmieci, po czym podeszłam do drzwi i zajrzałam ostrożnie w wizjer. Ulga, jaką poczułam, po zobaczeniu Dave'a była wręcz nie do opisania. Szybko otworzyłam drzwi i wpuściłam go do środka.
- Przepraszam, zapomniałem kluczy. A ty co, wybierasz się gdzieś? - spytał. No tak, wciąż miałam na sobie płaszczyk.
- Broń cię Panie Boże! - odrzekłam szybko zdejmując go i buty.
- Lily, wszystko ok? - spytał mężczyzna.
- Tak, tak. - powiedziałam i uciekłam do pokoju. Nie chciałam by on się jeszcze martwił, przez moje dzikie paranoje.
    Usiadłam na łóżku i rokoszowałam się ciszą. Nagle, od bardzo dawna, poczułam potrzebę wygadania się komuś. Harry, kłótnia z Lukiem, George i prześladowca - to wszystko tłoczyło się w mojej głowie, nie dawało spokoju. Musiałam się tego wyzbyć, bo czułam, że jestem na granicy wytrzymałości.
    Dave odpadał. Luke również. I kto mi został? Nie Harry! Ale...
    Wstałam i zajrzałam do kosza. Był tam w stanie nietkniętym. Wyjęłam drżącą ręką pamiętnik i otworzyłam na pierwszej stronie. Napisz o mnie coś miłego
    A i niech tak będzie













Witam Was kochani! :D Jak tam wakacje?
U mnie jakoś się plecie, ale zdaję sobie sprawę, że dwa miesiące to cholernie mało, a jeszcze tyle pracy i zadań "wakacyjnych" przede mną ;/ Tak, moje wspaniałe LO nie daje spokoju nawet w wakacje :)))))))))
Okej, koniec z tym użalaniem! Chciałam tylko ogłosić, że przez okres wakacyjny, rozdziały będą pojawiały się CO TYDZIEŃ! Przynajmniej tak się postaram xD Mam nadzieję, że będzie dla kogo pisać ;) Z tego miejsca pozdrawiam Olę, Weronikę, Kasię, Marietkę, Oliwię i drugą Weronikę, które są stałymi czytelniczkami i niezastąpionymi motywatorami do pracy! ;** I dziękuję również wszystkim innym, którzy wchodzą i komentują! JESTEŚCIE NAJLEPSI! <3 
Tak czułam, że muszę Wam to powiedzieć :) 
Mam nadzieję, że rozdział się spodobał i liczę na Wasze komentarze! 


Ciepłych, słonecznych i LEENIWYCH wakacji Wam życzę i zapraszam za tydzień ;)


PS: Proszę tych wszystkich, którzy regularnie czytają, bądź spodobało im się to opowiadanie o napisanie komentarza, z treścią, czy chcą być dalej powiadamiani, czy też nie. Z góry dziękuję :) 




Talitha :D
                                                                         

5 komentarzy:

olkka pisze...

No siemanko !
Kochanie, jak obiecałam tak też robię a mianowicie piszę ten komentarz *zauważ trudne słowa* #szpan
Tak więc zaczynajmy *test białej rękawiczki* Tak tylko żartuje.. przepraszam ;c

Po 1! ZAJEBIŚCIE!
BOSKO!
MRAŚNIE!
CUDOWNIE!
SŁODKO!
SO MUCH FEELINGS!
CIEKAWIE !

PO 2!
Luke mój biedny, kochany Luke.. eh.. Znaczy się no bo wiesz się pokłócili i smutno, no bo ona się o niego martwi, a on o nią.. Friendziaki :D
Marry jest kochana :') I ma racje!
Harry się stara, a Lily zaczyna to zauważać *tak ja to odczułam, może źle to.. tego zdania nie było :D*

PO 3!
Chcesz, żebym zeszła?!!! KTO JĄ DO CHOLERY ŚLEDZI ! CZY TO MUSI SIĘ DZIAĆ?! MAŁO MA PROBLEMÓW?! a tak serio, to fajnie, bo zaczyna się dziać tak troszkę mrocznie buhahahahah *wredny śmiech*

PO 4!
Thank you, thank you, thank you *kłania się* *wyciera łezkę* *macha*
Dziękuję za pozdrowienia oczywiście :D Ten zaszczyt ^^ #YOLO
Pozdrawiam ponownie :D Wierna fanka #1 BITCHES !

PO 5!
Ja Cię kocham, uwielbiam, jesteś mą ulubioną autorką ♥♥
Takie mam małe pytanko... GDZIE DO CHOLERY JEST MÓJ CHŁOPAK, KTÓREGO MIAŁAŚ MI ZNALEŹĆ ?! wiesz, że Cię kocham skarbie ♥

PO 6!
Za tydzień wysyłam Ci niespodziankę *przepraszam, że dopiero teraz, ale w Polsce zapomniałam (możesz mnie zabić) a teraz czekam na wypłatę*

PO 7!
Jesteś najlepsza ! ♥♥

to chyba wszystko :)
Kocham Cię, wiem, że dasz sobie radę, wierzę w ciebie !
Czekam na następny i weny życzę skarbie ! xx
Much Love, Ciotka Dżeff ♥


PS. SERIO CHCESZ DODAWAĆ CO TYDZIEŃ?! *.*

Chedey pisze...

Zajmuję ;* (Btw. na pewno nie dodam takiego długiego komenta jak moja poprzedniczka :O ) hhahahah :D

Chedey pisze...

Kobieto! Wpędzasz mnie w kompleksy! :D Tak świetnie piszesz, że aż zazdro ^^
Nie mogłam się oderwać od końcówki, z tym całym prześladowcą! Wow, naprawdę trzymało w napięciu, brawo ;D
Jeden z moich ulubionych rozdziałów :*
Btw. Jesteś wspaniała ♥

Anonimowy pisze...

Super rozdział :) cudownie piszesz oraz masz ogromny talent :) czekam na nexta :) @1D_my_air

Unknown pisze...

Świetny rozdział *,*
z niecierpliwością czekam na nn xx
@Aj_Loff_Dimples