środa, 30 lipca 2014

Rozdział 12. Zazdrość

    Serce waliło mi zbyt mocno, kompletnie dekoncentrując zmysły. Miałam problemy z oddychanie, a z moich oczu ciekły łzy, gorącymi stróżkami. Nie mogłam skupić na niczym wzroku, białe światło w połączeniu z łzami odbierały zdolność widzenia, co tylko potęgowało mój strach.
    Jednak doskonale wiedziałam, gdzie jestem. Oczywiście w szpitalu. Gdybym tylko mogła się poruszać byłabym już daleko stąd! Ale nie mogłam... Nie mogłam się ruszyć. Właściwie nie wiedziałam nawet co się stało, ani jakich doznałam obrażeń, ale mój biedny umysł tworzył najgorsze wizje, te które już miały miejsce i te, które mogły się wydarzyć. Obrazy z poprzedniego wypadku przeplatały się ze skrawkami tego, który, jak się domyślałam, miał miejsce dzisiaj i w końcu nie wiedziałam już co się dzieje.
     Nagle w mojej głowie pojawił się obraz Harry'ego. Co się z nim stało? Gdzie jest?! Gdy tylko o nim pomyślałam, naprawdę zaczęłam się dusić i płakać jeszcze rzewniej niż przed chwilą. Już byłam pewna, że spełnia się właśnie kolejny, najgorszy scenariusz w moim życiu, gdy czyjeś mocne place ścisnęły moją dłoń.
- Lily, jestem tu! Lily, proszę uspokój się, oddychaj, wdech, wydech, spokojnie, nic się nie stało. - powtarzał ciągle Harry. Zamknęłam oczy i postarałam skupić się na tym co do mnie mówi. Wdech. Wydech. Wdech. Wydech.
- Pięknie. Lily wspaniale ci idzie. Jestem tutaj, jestem przy tobie.
    On mówił, a ja słyszałam tylko jego. Po chwili, nie wiem jak długiej, mogłam już słyszeć jego miarowy oddech i zsynchronizowałam go ze swoim. Jego dłoń nadal mnie ściskała, co dodawało mi otuchy. Wreszcie byłam w stanie otworzyć oczy.
     Pierwsze co zobaczyłam, poprzez białą poświatę to jego wielkie, zielone oczy, pełne łez. Potem delikatny uśmiech. Wszystko zatrzymało się na chwilę. Co z tego, że miałam dziwnie usztywniony kark, że wokół mnie leżało pełno jęczących ludzi, liczyło się tylko to, że Harry jest obok i tylko to pozwalało mi oddychać. Miałam w dupie, że tak nie powinno być! Naprawdę cieszyłam się, że mam go przy sobie. Uścisnęłam go również w dłoń, którą ściskał mi tak bardzo, że powoli traciłam w niej czucie.
- Lily... Tak bardzo mi przykro, przepraszam, to było straszne, przepraszam tak bardzo...
- Co? Co się stało? - spytałam, ledwie słyszalnie.
- Mieliśmy wypadek. Jakiś palant, wjechał w nas! Byłaś taka nieprzytomna i już się bałem że... że...
- Że co?
- Ale na szczęście się ocknęłaś.
- Harry... A ty nie jesteś ranny? - zapytałam, chociaż ledwie mogłam mówić, gdyż strasznie chciało mi się pić.
- Nie, nie! Wszystko w porządku.
- A nie powinieneś być w tym czymś? - zapytałam, wskazując na gorset wokół mojej szyi, który krępował ruchy głowy.
- Będzie ok. Jest w porządku.
- Z tobą chyba nie jest okej. - stwierdziłam i w tym samym momencie poczułam tępy ból obejmujący całą głowę. Promieniował z tylnej części czaszki, aż do czoła. Skrzywiłam się.
- Dlaczego tak myślisz?
- Bo nie możesz normalnie składać zdań. Tylko mnie pocieszasz.
     Podniosłam rękę i spróbowałam dotknąć głowy, ale jej zlokalizowanie okazało się trudniejsze niż przypuszczałam.
- Coś nie tak?
- Głowa mi pęka.
- Och, może dlatego, że doznała Pani urazu głowy. - odezwał się ktoś nowy. A ściślej odezwała. Lekarka z brązowo-miodowymi włosami podeszła do mnie i zaczęła skrupulatnie badać, uciskając różne części mojej, biednej, obolałej mózgownicy.
- Gdzieś jeszcze Panią boli? - zapytała. Skupiłam się na reszcie mojego ciała, poruszając delikatnie kończynami, ale nie odczuwałam wielkiego dyskomfortu.
- Nie, chyba nie...
- Dobrze. Siostro Doriss? - zwróciła się do kolejnej kobiety, która nagle pojawiła się za nią. - Proszę zabrać Panią Brooks na tomografię głowy i klatki piersiowej, oraz pobrać krew do badań. A Pan? Kim Pan jest?
- Yyyy jestem Harry.
- No tak, to Pan podał dane osobowe pacjentki?
- Tak, właśnie ja.
- Harry też brał udział w wypadku - powiedziałam szybko, zanim zostałam wywieziona z izby przyjęć.
- Słucham?! Proszę usiąść, trzeba Pana przebadać! - usłyszałam jeszcze i uśmiechnęłam się pod nosem. Może jego także wezmą na tomografię!



                                                               


                                                                               ~*~





    Szczęśliwa i uwolniona od głupiego gorsetu, siedziałam po turecku na łóżku szpitalnym i popijałam gorącą kawę z automatu. Harry siedział obok mnie i przypatrywał mi się uważnie. Od dłuższego czasu się nie odzywał. Nie wyglądał zbyt wesoło.
- O co chodzi? - zapytałam go wreszcie.
- O nic. - odparł lakonicznie.
- Dawaj! - nalegałam.
- Przykro mi Lily, że naraziłem cię na tyle stresu i bólu. - odezwał się w końcu i spuścił oczy.
- Żartujesz? Przecież nic mi nie jest. Słyszałeś lekarkę. To prawdopodobnie kilka stłuczeń i wstrząśnienie mózgu.
- Nie o takim bólu mówiłem. - odparł i spojrzał głęboko w moje oczy.
- Nie wiem o co ci chodzi. - stwierdziłam, tchórząc.
- Słyszałem cię. Najpierw krzyczałaś, potem wołałaś mamę... a potem mnie.
- Co? - spytałam głucho. Wielka gula podeszła mi do gardła, a do oczu cisnęły się łzy... Nie pamiętałam, żebym cokolwiek krzyczała.
- Naprawdę bardzo mi przykro...
- Kiedy dokładnie krzyczałam? Jak to wyglądało?
- Jakbyś dostała ataku paniki. To chyba był atak paniki. Krzyczałaś, jak tylko odzyskałaś przytomność.
- Dziwne... Jak już, robiłam to nieświadomie.
- Lily, rozmawiałaś o tym z Westem?
- Jak miałam rozmawiać z nim o czymś, co jeszcze nie miało miejsca?
- Chcesz powiedzieć mi, że nigdy wcześniej nie miałaś takich ataków?
    Nie mogłam kłamać. Miałam. Po tym jak ostatnio wracałam ze szpitala i po samym wypadu. Wtedy często budziłam się z krzykiem na ustach. I jazda samochodem nie sprawiała mi szczególnej przyjemności, zwłaszcza w nocy. Ale myślałam, że już się z tego wyleczyłam.
- Właśnie. - rzekł Harry w odpowiedzi na moje zmieszanie. - Powinnaś poruszyć ten temat na następnej sesji.
- Och tak, bo jestem za mało świrnięta!
- On ci pomoże...
- Tego nie wiesz.
- Ale mam nadzieje. - odparł i uśmiechnął się blado.
    Wtem do sali wpadł David razem z Merry. Na ich twarzach pojawił się wyraz nieokreślonej ulgi, gdy zobaczyli mnie w jednym kawałku.
- Co się stało? - zapytał  Dave podchodząc do łóżku i tuląc mnie do siebie. Odwzajemniłam uścisk. Wiedziałam, że martwił się okropnie i to bardzo mnie dołowało.
- Nic, tyko mieliśmy drobny wypadek.
- Ktoś w nas uderzył. Od tyłu. - wyjaśnił Harry, który teraz już stał.
- Wszystko okej? - zapytała troskliwie Merry, oglądając mnie od góry do dołu i spoglądając na Harry'ego. Zapewne u niego też szukała obrażeń.
- Taak. Może wstrząśnienie mózgu.
- Wstrząśnienie mózgu? Przecież to poważna sprawa, powinnaś leżeć! - krzyknął Dave, wyrywając mi kawę i kładąc siłą na poduszkę.
    Do sali weszła kolejna postać. Nie rozpoznawałam faceta, w garniturze i z słuchawką w uchu, ale mogłam się domyślić, że to gość nie do mnie.
- Harry, jak się czujesz??! - zagrzmiał nieznajomy. Nasze oczy zwróciły się w jego kierunku.
- Dobrze, ze mną wszystko okej. - wyjaśniał Harry, który wyglądał na naprawdę zmęczonego całą tą sytuacją.
- Na pewno? Wszystko jest w porządku? Czy to przez bi...
- Nie! Nic mi nie jest! Ktoś w nas wjechał. - odparł chłopak. Naprawdę się zdenerwował.
- To nic i tak chcę wyniki badań. I trzeba jakoś wypłoszyć tych wszystkich dziennikarzy z przed szpitala. W sumie może lepiej, jak zobaczą, że z tobą wszystko ok. Nie będzie później tylu domysłów... - paplał dziwny facet, a moje spojrzenie spotkało się z Harry'ego. Dziennikarze. Ale jak, skąd oni wiedzą?! Cholera! - ... Simon po prostu umiera ze strachu, muszę do niego natychmiast zatelefonować! Gdyby nie był we Włoszech, sam by się pojawił.
- Możemy wyjść, porozmawiać na zewnątrz? - przerwał mu Harry. O tyle, o ile facet wyglądał profesjonalnie, to jego zachowanie nie przypominało absolutnie kogoś, kto zajmuje się takimi gwiazdami, jak Harry. Tylko bardziej ciocię klocię.
- Tak, tak, ale mam tu jeszcze sprawę do załatwienia. - odrzekł i zwrócił swoje oczy wprost na mnie. Przestraszyłam się, że jeszcze zechce zamęczać mnie pytaniami, czy oskarżać o rozbijanie jego gwiazdy.
- Nazywam się Charles Neivy. Jestem... Zastępuję tymczasowo menadżera One Direction. - odparł i podał mi rękę, po czym uczynił to samo z Davem i Merry. - Pani również brała udział w wypadku? - zwrócił się do mnie.
- Tak... Jestem Lily... Lily Brooks.
- Och, oczywiście. Mam do Pani ogromną prośbę. Prosiłbym, żeby do czasu pojawienia się oficjalnego oświadczenia, nie udzielała Pani żadnych wywiadów, ani nie wypowiadała się w tej sprawie publicznie. To bardzo ważne, gdyż mogą zajść pewne nieprzewidziane komplikacje... a wszystkim nam zależy na zachowaniu dobrego wizerunku zespołu.
- To nie była wina Harry'ego i nie widzę powodów, bym miała go w jakikolwiek sposób oczerniać. Poza tym, ja również mam prośbę. Nie życzę sobie ujawniania moich danych osobowych, ani plątania mnie w tę sprawę. Oświadczajcie sobie co chcecie. Nie udzielam żadnych wywiadów.
- To fantastycznie! Widzę, że się dogadamy. - stwierdził Charles i puścił do mnie krzywe oczko. - Chodź Harry, musisz zadzwonić do mamy i chłopaki też się niepokoją, świat nie wie co się dzieje... - mówił bez przerwy Charles, wyprowadzając Harry'ego z sali. Nawet nie zdążyłam się pożegnać. Poczułam smutek, gdyż, o dziwo, pamiętałam ostatnie słowa naszej rozmowy, tuż przed wypadkiem. Teraz byłam częścią jego życia, a on był mojego.





                                                                          ~*~


 
    Ranek nie przyniósł spodziewanej ulgi. Musiałam spędzić noc w szpitalu, gdyż David nie dał się przekonać, że wstrząśnienie mózgu to drobnostka. Jedynym argumentem, który naprawdę na mnie zadziałał to paparazzi, czekający pod szpitalem, by cyknąć mi choć jedno zdjęcie. Skąd to wiedziałam? Bo od samego rana we wszystkich stacjach telewizyjnych trąbili o tym wypadku i każda jedna podawała informacje o tajemniczej dziewczynie, z którą podróżował Pan Styles. Widziałam nawet zdjęcia wypadku z helikoptera i relacje świadków i chociaż właściwie nic takiego się nie stało, sprawę nadmuchano do rangi państwowej. Teraz czekano tylko na moje zdjęcia. A z każdą godziną dowiadywano się o mnie coraz więcej. Jak tylko zobaczą moja twarz, będą wiedzieć wszystko, a nawet więcej!
    Takim oto sposobem, leżałam w tym przeklętym łóżku i coraz bardziej się wściekałam. Nagle mój telefon zawibrował. Dzwonił Luke. Odebrałam natychmiast.
- Cześć! - krzyknęłam do słuchawki.
- Lily, co się dzieje do cholery?!
- Pewnie obejrzałeś już jakieś wiadomości?
- Stoję pod szpitalem i nie chcą mnie wpuścić, bo myślą, że jestem dziennikarzem!
- Och... Poczekaj. - odparłam i zwróciłam się do Dave'a, który rozmawiał przygnębiony z Merry.
- Dave, możesz przyprowadzić tutaj Luke'a? Stoi na dole i nie chcą go wpuścić.
- Może to dobrze...
- David! Przyprowadź go!
- Już idę... - odparł zrezygnowany mężczyzna i wyszedł.
- Dave po ciebie idzie. - powiedziałam do słuchawki, gdzie panowała wrzawa.
- Oo super! Mam nadzieję, że nas nie zabiją... Lily jesteś sławna. - powiedział Luke.
- Zamknij się lepiej! - odezwałam się rozzłoszczona i rozłączyłam.
    Nie jestem sławna! Nie chcę być! Zaraz przyjdą panowie z wytwórni i coś z tym zrobią. W końcu muszą! Bo po co im wszystkim informacja, o tajemniczej przyjaciółce Harry'ego Stylesa, przecież to nic takiego! Nic takiego... Jutro nikt nie będzie pamiętał, prawda?
    Do pomieszczenia weszli Dave i Luke, który wyglądał jakby nie spał noc. Kiedy mnie zobaczył podbiegł i uściskaliśmy się mocno.
- Przecież nic się nie stało. - odrzekłam i uśmiechnęłam się.
- Ale mogło!
- Dave, może udamy się na kawę i jakieś śniadanie do bufetu? - zagadnęła Davida Merry. Dziękowałam jej w duchu.
- Co... A no tak.
- Przynieście mi też coś, okej? Umieram z głodu. - powiedziałam do nich, zanim wyszli. Merry kiwnęła głową i poprowadziła ojca z dala od nas.
    Zerknęłam jeszcze raz na mojego przyjaciela. Wyglądał żałośnie.
- Co się dzieje? - zapytałam.
- Nic. Lepiej powiedz mi, co się dzieje?! Co z tym wypadkiem?
- To nic takiego. Jakiś wariat wjechał w nas, ale nic poważnego się nie stało.
- To dlaczego pod szpitalem stoi jakiś dwudziestu ludzi z dużymi aparatami, którzy pytają wszystkich o ciebie?
- Wiedzą jak mam na imię? - Przestraszyłam się nie na żarty.
- Nie, chyba nie.
- Uff, to dobrze...
- Ale w końcu się dowiedzą Lily. Będziesz musiała stąd wyjść. A jeśli dalej masz zamiar przyjaźnić się z tym swoim Stylesem, to na pewno się dowiedzą. Raczej szybciej niż później.
- Wiem. - odparłam i ciężko westchnęłam. Nie chciałam tego, ale cóż... Nie mogłam cofnąć czasu.
- I co masz zamiar zrobić?
- A mogę coś w ogóle zrobić? Liczę, że zanim wyjdę ze szpitala, ci panowie się znudzą i sobie pójdą...
- Mało prawdopodobne. Ale temu Harry'emu jakoś nic się nie stało... - Wyczułam w jego głosie rozgoryczenie.
- Miał szczęście.
- I wyszedł ze szpitala, pomachał do kilku reporterów... Ty też tak nie możesz? - zażartował.
- Aha, to mam szczerzyć się jak małpa, tylko bo przyjaźnię się z Harrym? Nie jestem sławna, nie jestem osobą publiczną i oni chyba nie mają prawa publikować mojego wizerunku, bez mojej zgody, więc nie mam zamiaru udawać, że to wszystko jest mi na rękę! Wyjdę stąd, ale nie żeby pozować!
- Okej, bez tego i tak się nie obejdzie, Mała.
- Trudno! Lepiej gadaj co tam u ciebie? Co się działo, przez ten tydzień i dlaczego jesteś taki... padnięty?
- To naprawdę bardzo dłuuga historia.
- Więc? - Byłam nieugięta.
- No więc miałem naprawdę kiepski tydzień. Do dupy. Pokłóciłem się z tobą, z Vicky, z ludźmi ze schroniska... Normalnie jakaś fala tsunami. Przez to się trochę podłamałem...
- I brałeś?
- A czego się spodziewasz po narkomanie?
- Ech... A o co poszło z Vicky? - pytałam o to niechętnie, ale wiedziałam, że leży mu to na sercu.
- Po prostu... Wkurzyła się, że nie chce zaprosić ciebie... i Harry'ego Stylesa na jej przyjęcie urodzinowe.
- Słucham? - spytałam i wybuchłam gromkim śmiechem.
- To nie jest śmieszne. - odparł urażony.
- Owszem, jest! Czy ty nie widzisz co ta dziewczyna z tobą robi? Założę się, że w tym sporze zależało jej tylko na Harrym!    
- Nie mów tak!
- Ale to prawda!
- Nie chce o tym rozmawiać.
- Okej, wiem, że to nieprzyjemny temat, ale jesteś tak zaślepiony, a ja...
- Nie chcę o tym gadać, jasne?! - krzyknął Luke i wstał. Zaczął nerwowo chodzić po pokoju. Zrobiło mi się go strasznie żal i czułam się winna, że zapewniam mu takie atrakcje... Że znowu się kłócimy.
- Okej, przepraszam, nie gadamy już o tym! Luke, usiądź proszę. - odparłam miękko. W takim stanie nie chciałam go jeszcze bardziej denerwować.
- To ja... ja przepraszam! - odparł, a oczy miał pełne łez. - Nie powinienem był tak na ciebie naskakiwać. Wybaczysz mi?
- Och, Luke, przestań! - powiedziałam i wyskoczyłam z łóżka by uścisnąć go mocno.
    Trzymałam go w ramionach i wdychałam zapach proszku do prania i papierosów. To właśnie dawało mi poczucie bezpieczeństwa. Słyszałam jego przyspieszony puls i wręcz czułam zmęczenie i jak nigdy dotąd żałowałam, że nie mogę zdjąć mu choć trochę z barków. Luke odwzajemniał uścisk, ale czułam, że to nie to samo. Wiele się zmieniło w tak krótkim czasie i oboje chyba nie zdawaliśmy sobie sprawy, jak bardzo ucierpi na tym nasza przyjaźń.
     Wtem usłyszałam chrząknięcie i zobaczyłam w drzwiach Harry'ego. Wyglądał na zakłopotanego, ale gdzieś w głębi jego oczu kryła się nuta zazdrości, którą byłam w stanie wychwycić po latach znajomości. No cóż...
    Odsunęłam się powoli od Luke'a i uśmiechnęłam. Powietrze nagle zgęstniało a moi przyjaciele wpatrywali się w siebie nieprzyjaźnie. Cholera!
- Hej Harry... co ty tutaj robisz? - odezwałam się cicho, ale starałam się zwrócić na siebie jego uwagę.
- Wpadłem zobaczyć jak się czujesz. - odrzekł, nadal wpatrując się w Luke'a.
- Czułaby się znacznie lepiej, gdybyście ograniczyli kontakty. Albo gdybyś nauczył się jeździć. - odezwał się blondyn. Zerknęłam na niego oburzona i zrobiłam krok do przodu by zapobiec ewentualnej bójce.
- Możecie przestać?
- Skoro się tak o nią martwisz, powinieneś wiedzieć, że ostatnio to przez kłótnie z tobą, nie czuje się najlepiej. - stwierdził chłodno Harry.
- Przynajmniej przeze mnie nie wylądowała w szpitalu!
- A mogłaby...
- Chłopcy! Ja tutaj stoję! I nie życzę sobie takich rozmów! Albo się uspokoicie, albo wynoście się oboje! - krzyknęłam i powłóczyłam się z powrotem do łóżka. Założyłam ręce na piersi i czekałam na efekty. Pierwszy odezwał się Luke.
- Właściwie już miałem wychodzić, więc... Trzymaj się. - rzucił na do widzenia i wyszedł.
- Luke, czekaj! - krzyknęłam za nim, ale nie wrócił. Teraz dopiero czułam się podle. Ale miałam na kim się wyładować.
- Naprawdę musiałeś?! Musiałeś go tak prowokować?!
- To on zaczął.
- I co z tego?! Właśnie się pogodziliśmy! Mogłeś poczekać na korytarzu.
- Nie wiedziałem ile to wam zajmie, a za chwilę podstawią nam samochód.
- Nie obchodzi mnie to, jak mam się z wami przyjaźnić, jak oboje sprawiacie sobie i mi ból? Możesz go nie lubić, ale mógłbyś spróbować być milszy... dla mnie!
    Harry podszedł i usiadł na łóżku. Nadal byłam na niego zła, a jego ciepły uśmiech pogarszał tylko sprawę! - Przepraszam, zachowałem się jak świnia. To było niedopuszczalne. Ale kiedy zobaczyłem ciebie w jego ramionach... to poczułem, że naprawdę coś straciłem.
- Zazdrość. Jakie to wygodne...
- To straszne uczucie, wypalające cię od środka i budzące najgorsze demony do walki. Wybaczysz mi? - spytał, robiąc oczy kota ze Shreka.
- Och, to nie mnie powinieneś przepraszać.
- Przeproszę go przy pierwszej okazji... Skoro tak ci na tym zależy.
- Aleś ty łaskawy!
- Widzisz. Nie ma sensu się na mnie złościć. Jak się czujesz?
- Okej. Dali mi prochy na ból i właściwie mogłabym już wyjść.
- To dobrze. Samochód zaraz będzie.
- Właśnie. O co chodzi? Co postanowiliście? - zapytałam.
- Postanowiono, że nie ma sensu ukrywać naszej znajomości... Dlatego przyszedłem, żeby odebrać cię ze szpitala i...
- Żeby zrobili nam zdjęcia? - przerwałam, a złość paliła mnie od środka. Nie chciałam być maskotką na pokaz!
- I upewnić się, że wszystko okej i bezpiecznie dojedziesz do domu. - dokończył, z pobłażliwym uśmiechem na ustach.
- Ale po to też? Żeby zrobili nam zdjęcia i cały świat dowiedział się, z kim umawia się słynny Harry Styles...
- Będzie lepiej, jeżeli nie będziemy robić z tego jakiejś wielkiej tajemnicy i oboje potraktujemy to na spokojnie. Nie chowając się przed dziennikarzami, bo oni nie spoczną dopóki nie dostaną tego, czego chcą, a uwierz mi, potrafią zamienić życie człowieka  w gówno. A jeżeli my nie będziemy robić z tego wielkiej sensacji, to oni też się tym znudzą...
- Bo przecież my tylko się przyjaźnimy...
- i spędzamy razem czas...
- ale to nic złego...
- absolutnie nic złego! Mam prawo spotykać się z przyjaciółmi... Napisałem o tym na twitterze.
- Co?
- Że jesteśmy przyjaciółmi... I że nic ci nie jest, wyjdziesz z tego.
- Czyli wszyscy już wiedzą?
- Tak będzie lepiej.
- Okej. Poddaje się! - stwierdziłam podnosząc ręce do góry.
    Godzinę później, ubrana w świeże ciuchy, które przywiozła mi Merry, zaraz z rana, stałam w recepcji i czekałam, aż Dave podpisze wszystkie niezbędne dokumenty. Merry trzymała się z tyłu, a Harry stał obok mnie. Podarował mi okulary przeciwsłoneczne, które miały chronić strzępki mojej anonimowości. Nie chciałam wiedzieć, co stanie się jak wszyscy się dowiedzą, że przyjaźnie się z Harrym, miałam z nim wypadek... Co ludzie pomyślą w szkole? Chyba powinnam mieć to w dupie i tak są mi obojętni. Ale jak nagle stanę się rozpoznawalna? To wszystko nie miało tak wyglądać! Z rozmyślań wyrwał mnie głos mojego ojczyma.          
- Gotowe! Możemy ruszać.
- Nie martw się Lily. Będzie dobrze. - powiedział Harry i uśmiechnął się krzepiąco.
- Taa... Show time. - odparłam i ruszyłam dumnie do przodu, kompletnie nie gotowa na to co znajdowało się za drzwiami szpitala.










Dobry Wieczór :) 
Witam wszystkich serdecznie! I co o tym myślicie? Liczę na Wasze komentarze, które zawsze podnoszą mnie na duchu i dają siłę do pisania! ;) 
Mam dla Was przykrą wiadomość... Otóż następny rozdział pojawi się niestety najszybciej za dwa tygodnie, gdyż muszę się trochę skupić na nauce... Tak, w wakacje... Jak ktoś chodzi do LO to ma przewalone.. Ja mam! Mam nadzieję, że mi wybaczycie i nie zapomnicie o blogu! ;)
Kocham Was i czekam na komentarze xoxo


Talitha :**




7 komentarzy:

Anonimowy pisze...

Hej chciałaś komentarz więc proszę.
Wiem jestem nudna, ale mi zawsze podoba się kolejny rozdział i oczekuje z niecierpliwością kolejnego.
Mimo iż choroba rozłożyła mnie na łopatki to śledzę twojego bloga
Dobra nie zawracam Ci głowy mną.
Podsumowując rozdział jak zwykle super :)

Weronika

marieta pisze...

No, teraz to mnie zaskoczyłaś ;OOO. Harry taki amjwxbhayusdw i Lily taka spokojna xd. Ta scena jak Luke się kłóci z Harry'm- nw, taka dziwna, nie spodziewałam się jej, a jeszcze potem Lily "chłopcy" XD. Jak by im dać jakieś kijki czy coś to by się zaczęli nawalać- ja wiem, moja wyobraźnia jest dziwna i ta scena ma zupełnie inny kontekst, ale to ja hahah XD. A ten atak paniki i rozmowa z Harry'm to było takie smutne i słodkie zarazem. A jak się okazało, że Harry napisał o nich w necie to ja bym mu osobiście przywaliła, ale to taki fakcik ode mnie XD. Tak samo temu kolesiowi z wytwórni grrr. Ja bym najlepiej wszystkich pobiła- sama nie wiem czemu. I ogółem jestem zła na ciebie, pozostawiłaś w takim momencie na 2 tygodnie nas?! Rozumiem, nauka, ale teraz mnie ciekawi co tam oni naskrobią (?) XD i jak to będzie z tymi paparazzi. Dobra. THE END xoxo

Anonimowy pisze...

Rozdział świetny jak zawsze, ale tyyle czekania do kolejnego :O

olkka pisze...

Hej,hej hej!
nowy rozdzial *o*

sol...

Lily i Harry zyja! nic im nie jest! Ufff
Luke w rozdziale <3
Oczywiscie Harry musial sie z Lukiem poklocic, a jak xD
Ta cala dziewczna Luka to suka.. :___: *rymuje sie loool*
Ja sie dziwie Lily, ze ona sie na Harrego nie rzuciala, za to ze bez jej zgody o niej napisal i wgl. Ale to szczegol...
Co za chuj ten caly 'zastepca' no debil normalnie :s
Lily cos czuje do Styles'a.. bo to widac, ciekawe kiedy mu sie przyzna do tego.
Nie chcialabym byc na jej miejscu z tymi paparazzi...
Ale coz, takie jest zycie gdy kolegujesz sie z gwiazda.. *tez tak chce :ccccc kill me!*

Powodzenia kochanie z nauka :)
dasz sobie rade, bo jestes moja chrzesnica sol hahah
Licealistka :D
Ilysm i czekam na next'a <3
Ciotka Dzeff xx

Carolinenear pisze...

Piszesz taką lekką ręką. Nie jestem na bieżąco ale będę chyba musiała nadrobić ^^ pozdrawiam xx

Unknown pisze...

Aaaa. OMG. Jestem taka podjarana ogl tym rozdziałem, Lily w końcu jest spokojna, za to Harry i Luke i ta ich kłótnia.. Grr :O Ja tam zdania nie zmieniłam, nadal według mnie masz talent i ,,to cos" do pisania. <3 Weronika :*

Anonimowy pisze...

Rozdział jest na prawdę niewiarygodny. Bardzo mi się podoba, zresztą jak całe to opowiadanie. Błagam, jak najszybciej rozdział pliiiis <3 .