środa, 22 stycznia 2014

Rozdział 2. Jak grochem o ścianę

    Otworzyłam oczy prawie przegrywając z ociężałymi powiekami. Byłam strasznie śpiąca, jak z resztą każdego normalnego ranka, ale coś czułam, że jednak śpię za długo. Nie myliłam się. Mój budzik wskazywał dziewiątą. Do szkoły wstawałam o siódmej. Czyli jestem spóźniona.
    Podniosłam się z trudem do pozycji siedzącej i ogarnęłam wzrokiem mój pokój. Nic się nie zmieniło. W całym mieszkaniu było cicho, więc David był już w pracy. Dziwne, że mnie nie obudził... Z westchnieniem ruszyłam do łazienki. Spojrzałam w lustro. Ujrzałam przed sobą drobną dziewczynę, z długimi do ramion, blond włosami w okropnym nieładzie, brązowymi, dużymi oczami, które zdobiły fioletowe sińce. Patrzyłam na tą dziewczynę bardzo długo, ale wrażenie, że stoi przede mną ktoś inny, nie ustępowało. A przecież to byłam tylko ja. Nie było tu nikogo innego. Nie ma co, Harry na pewno mnie nie poznał... Ech... Dlaczego myślę o Harrym?
    Opłukałam twarz zimną wodą, by trochę się ocucić po całej nocy. Gdy już w miarę doprowadziłam się do stanu używalności opuściłam toaletę i wciągając na siebie co było pod ręką wyszłam z pokoju udając się do kuchni. Ale w drodze czekała na mnie niespodzianka.
    W salonie, na kanapie leżał rozwalony Luke i słodko pochrapywał. Ciekawe co On tu robił o dziewiątej rano?
- Wstawaj śpiochu! - krzyknęłam, rzucając w Niego poduszką. Ocknął się natychmiast i z wrażenia aż spadł z kanapy.
- Lily! - krzyknął wściekły. Natychmiast podniósł się z ziemi i spojrzał na mnie skruszony. Jego błękitne oczy były takie piękne. Był bardzo blady, ale to chyba normalne u ćpunów. Był też niezwykle chudy, prawie tak samo jak ja. Miał na sobie skórzaną kurtkę, którą zwinął jakiemuś bogaczowi na imprezie, wytarte do granic możliwości jeansy i trapery. Blond włosy jak zawsze sterczały Mu na wszystkie strony świata. Sprawiał wrażenie groźnego dilera, oraz chcącego zabawić się dzieciaka w jednym, więc wzbudzał mieszane odczucia. Jednak ja znałam Go już tak dobrze, że wiedziałam iż nie jest złym człowiekiem, tylko po prostu się zagubił. Kochałam Go. Był dla mnie jak starszy brat, którego zawsze pragnęłam i oddałabym za Niego życie, bez mrugnięcia okiem. I mimo iż byłam na Niego cholernie zła, to najchętniej bym Go teraz uściskała.
- Lily jak mogłaś... Wiesz ile razy dzwoniłem?! Dlaczego nie odbierałaś?! Ja nawet nie wiedziałem czy jeszcze żyjesz??!
- Spokojnie... Telefon mi się rozładował. - skłamałam, bo nie chciałam Mu się przyznać, że po prostu miałam Go gdzieś... To nie była Jego wina.
- Nieważne! Ważne, że żyjesz! - odrzekł z ulgą i podbiegł do mnie skacząc przez kanapę i zamykając w niedźwiedzim uścisku. Przytuliłam się do niego mocno i pozwoliłam by wszystkie moje smutki zeszły na chwilę, na bok.
- Nie martw się, dorwałem tego Saksy'ego! Już nigdy Cię nie skrzywdzi. - powiedział Luke.
- Że co zrobiłeś?! - krzyknęłam wściekła. Dlaczego On zawsze musiał się ładować w jakieś tarapaty?
- Przyszedł i zaczął się chwalić, że o mało Cię.. no wiesz... Musiałem zareagować! Dupek pożałował! A potem się zwinąłem i zacząłem Cię szukać, ale nigdzie Cię nie było. Przyszedłem nawet tutaj, ale nikt mi nie otworzył, więc naprawdę się przestraszyłem. Ale ta Wasza miła sąsiadka....
- Merry?
- Merry... Ona powiedziała, że jesteś w szpitalu, ale wszystko z Tobą dobrze, więc poszedlem się do siebie, bo wątpię, że wpuściliby mnie na oddział. Ale potem Ty w ogóle nie odbierałaś telefonu, więc pomyślałem, że może naprawdę z Tobą źle... Ale jesteś, cała i zdrowa!
- Tak jestem... A jak dostałeś się tutaj? O tej porze?
- Dave mnie wpuścił.
- Naprawdę? - spytałam z niedowierzaniem.
- Dziś nie mógł mi odmówić. - odrzekł z tajemniczym uśmiechem i zaczął grzebać w kieszeni swoich spodni.
- A to dlaczego?
- Nie wiesz?
- Jakoś się nie orientuję...
    Luke tylko spojrzał na mnie z wyższością i z szerokim uśmiechem na twarzy zaprezentował mi małe pudełeczko, owinięte czerwoną kokardą.
- Happy Birthday to you... - zanucił.
- Co? - krzyknęłam z niedowierzaniem.
- Happy Birthday to you!!
- Przestań Luke, to nie jest śmieszne!
- Happy Birthday to Lily........ HAPPY BIRTHDAY TO YOUUUU!!!! - wydarł się na całe gardło.
- Luke! - wrzasnęłam wściekła i cała czerwona.
- No co? - spytał rozbawiony do rozpuku.
- Wiesz przecież, że nie obchodzę urodzin!
- Tak... bo jesteś głupia! A ja obchodzę, więc siedź cicho i ciesz się z prezentu.
- Jak to możliwe?! Dzisiaj 17? 17 listopada? - spytałam zdezorientowana, całkowicie ignorując prezent. Myślałam przez moment, że po prostu się ze mnie nabija.Wyrwałam się z Jego objęć i pobiegłam do kuchni. Kalendarz wskazywał, pomimo moich gorących modłów, datę 17 listopada. Cholera! Usłyszałam kroki i po chwili wraz ze mną, w kuchni stał Luke.
- Jak to możliwe, że zapomniałaś o swoich własnych urodzinach? - spytał śmiejąc się głośno.
- Jakoś nie specjalnie pilnuję tej daty! - odparłam wściekła. W sumie to nie wiedziałam nawet na co, lub na kogo jestem zła. Bo jaki miałam powód? To, że się starzeję, że mam już 17 lat, to raczej normalne. Kolejny zmarnowany rok, ale poza tym nic szczególnego się nie zmieniło... Czy byłam zła bo nie widziałam lepszych perspektyw na przyszłość? Czy po prostu byłam rozczarowana moim dotychczasowym życiem do tego stopnia, że  nie widziałam sensu w dalszej egzystencji i tylko świadomość tego ile osób bym zraniła swoim odejściem, trzymała mnie jeszcze przy życiu? Albo po prostu nie lubiłam świętować urodzin bez Niej. Nie umiałam. Wszystkie trzy scenariusze wydawały  się być prawdziwe. Pozostawało mi tylko mieć nadzieję, że nikt oprócz Luke'a, nie pamięta o tych nieszczęsnych urodzinach.
    Postanowiłam zachowywać się normalnie, tak jakby nic szczególnego nie miało dzisiaj miejsca. Wyciągnęłam z szafki dwie plastikowe miseczki i postawiłam na kuchennym blacie.
- Płatki, czy zupa serowa? - spytałam już całkiem spokojnie.
- Zupa - odparł chłopak. Nadal przypatrywał mi się z zaciekawieniem i szczerym rozbawieniem. Oparty o futrynę wyglądał naprawdę pociągająco, tak że nie jedna nastolatka chętnie zamieniłaby się teraz ze mną miejscami. Tyle, że mnie wcale nie pociągał... W ogóle nie myślałam o Nim w tych kategoriach, tylko czasem nachodziły mnie takie całkiem obiektywne konkluzje...
    Nalałam po brzegi zupy serowej, której został jeszcze cały garnek i włożyłam miskę do mikrofali.  Wzięłam drugą miskę, wsypałam do niej płatki i zalałam mlekiem. W tym czasie Luke przeniósł się na jedno z krzeseł, zajmowanych zazwyczaj przez Davida. Kontrast był prześmieszny. Zaczęłam się chichrać, a On spojrzał na mnie zaskoczony.
- Już humor powrócił? - spytał.
- Tak. - odpowiedziałam uśmiechając się.
- To może rozpakujesz mój prezent?
- Jak zjem! Wiesz, jestem strasznie głodna... - odrzekłam szybko, odwracając się od Niego, by nie widział mojej zachmurzonej twarzy. Musiałam jakoś wymigać się od tego prezentu! Gdy tylko mikrofala wyłączyła się, dając znać, że jedzenie jest już gotowe, wyjęłam miskę parującej zupy i podałam ją Luke'owi. Z radością zabrał się do jedzenia. Ja włożyłam swoje płatki do mikrofalówki, ponieważ nigdy nie jadałam ich zimnych i spojrzałam na Niego sceptycznie.
- Kiedy ostatni raz byłeś w domu?
- Nie wiem... - odparł wymijająco, wbijając wzrok w miskę.
- A może...
- Nie chcę o tym gadać! - przerwał mi.
- Okej.. - Wiedziałam, że to dla Niego drażliwy temat, więc postanowiłam w to nie brnąć. Z własnym posiłkiem udałam się do stołu. Byłam naprawdę głodna, dlatego z entuzjazmem zabrałam się za jedzenie. Gdy już wreszcie skończyłam, Luke patrzył na mnie rozbawiony, mimo iż jego miska również świeciła pustkami.
- No co? - spytałam, podnosząc się z krzesła i zabierając oba naczynia ze sobą, by zaraz potem umieścić je w zmywarce. 
- Nic. - odparł. Zajęłam swoje poprzednie miejsce. Na środku stołu leżał już mały pakuneczek, owinięty tą ohydną, czerwoną wstążką. Spojrzałam na Niego błagalnie.
- No otwórz! Proszę.. - odrzekł robiąc oczy słodkiego szczeniaczka. Nie mogłam Mu odmówić. Wzięłam pudełeczko ostrożnie do ręki i pomału, jakbym rozbrajała jakąś bombę, rozwiązałam kokardę i uchyliłam wieczko. Na jego dnie leżała srebra bransoletka. Wzięłam ją w palce i uniosłam do góry, by lepiej się jej przyjrzeć. Od razu zauważyłam jedyną zawieszkę, jaką posiadała. Były to dwie połączone litery L. Spojrzałam na Luke'a, a w oczach stanęły mi łzy wzruszenia.
- Och... Boże, Luke, ile to kosztowało?! - spytałam. Nie chciałam by wydawał na mnie jakieś wielkie sumy, zwłaszcza, że jego sytuacja nie była łatwa.
- Nie martw się. Zarobione w uczciwy sposób. Ale podoba się, czy jak.?
- Oczywiście, że się podoba Ty głupku! - odpowiedziałam i podbiegłam by Go uściskać.
- Wszystkiego Najlepszego. - szepnął mi do ucha. Nie zdołałam Mu odpowiedzieć, ponieważ wzruszenie wzięło górę, nad mową.  Staliśmy tak bez ruchu jakąś chwilę.
- Założysz? - spytałam, gdy już doszłam do siebie. On bez słowa wziął bransoletkę i z zadziwiającą lekkością umieścił ją na moim prawym nadgarstku.
- Teraz już nigdy o mnie nie zapomnisz! - odrzekł uśmiechając się szeroko.
- Nigdy bym nie śmiała! - odparłam uśmiechając się delikatnie.



    Szkolne korytarze świeciły pustakami. Nic dziwnego, przecież był środek lekcji. Mimo to, ja nie spieszyłam się na matematykę. Weszłam spokojnie do klasy i zajęłam swoje miejsce, jak gdyby nigdy nic. Oczywiście nikomu nie uszło uwadze moje nagłe przybycie. Po klasie od razu poniósł się szmer szeptów. Szczerze, miałam to głęboko gdzieś. Pani Spencer spojrzała na mnie zaskoczona spod swoich ogromnych okularów.
- Witamy Pani Brooks. Cieszymy się niezmiernie, że Pani do Nas dołączyła... Czuje się już Pani lepiej? - spytała sarkastycznie. Czyżby dowiedziała się o tej całej sprawie z tabletką gwałtu i tym wszystkim? Ale jak?
- Tak, dziękuję. - odparłam, robiąc dobrą minę do złej gry.
- Pan Thomson usprawiedliwił Panią na cały dzień z powodu złego samopoczucia... Jak mniemam, Pani stan poprawił się, skoro widzimy Panią wśród żywych... - rzekła Spencer. Że też akurat Ona musi być moją wychowawczynią!
- Tak, owszem. - odpowiedziałam spokojnie, posyłając jej wymuszony uśmiech. Czemu David nie powiedział mi, że mam wolne?! Nie musiałabym tu gnić... Co prawda zostały jeszcze tyko trzy godziny, ale to i tak dużo.. Z westchnieniem wyciągnęłam z torby zeszyt i podręcznik od matmy i rzuciłam je na swoją ławkę. Robiłam więcej zamieszania niż reszta klasy, więc nic dziwnego, że ukochana Pani Spencer zdążyła wziąć mnie do odpowiedzi jeszcze przed dzwonkiem. Gdy wreszcie opuściłam tą salę tortur, z kolejną banią w dzienniku, poczułam nieskrywaną ulgę. Wśród pędzących w rożnych kierunkach, roześmianych uczniów, czułam się bezpieczniej. Po półgodzinnej lekcji miałam ochotę wyrwać się na wagary. Niestety, moja wychowawczyni na pewno zrobiłaby mi przez to piekło. Tak więc musiałam przetrwać. Przez resztę lekcji marzyłam tylko o tym by się ulotnić, przestać istnieć. Dużo rozmyślałam na tematy zupełnie odległe, od tematów lekcji.
    Gdy wreszcie zabrzmiał ukochany, zbawienny, ostatni dzwonek, poderwałam się z miejsca i ruszyłam szczęśliwa do wyjścia. Trudno było mi się przeciskać przez tłumy, jakie panowały na korytarzach, ale wreszcie udało mi się dopchać do drzwi wyjściowych i z ulgą przywitałam lodowaty podmuch wiatru, który zupełnie zburzył ułożenie moich włosów. Zapięłam pospiesznie guziki  płaszcza i ruszyłam przed siebie.
    Nogi niosły mnie tam, gdzie podświadomie chciałam znaleźć się od początku dzisiejszego dnia. Byłam niecierpliwa i zmarznięta, więc przy bramie cmentarnej zaczęłam już biec. Silne podmuchy wiatru wyrywały sobie mnie, ale ja uparcie brnęłam do miejsca, gdzie była Ona.
    Moim oczom ukazał się skromny nagrobek. W wazonie, jak zawsze, były świeże róże. Te białe. Je najbardziej kochała. Na ich widok, od razu łzy popłynęły po moich lodowatych policzkach. Tak bardzo kojarzyły mi się z Nią.
    Uklęknęłam na lodowatej ziemi i otarłam mokre ślady, jakie pozostawiły te ciężkie krople łez. Byłam taka słaba... Przed wszystkimi zgrywałam twardzielkę, ale tak naprawdę, byłam strasznie zagubiona i tylko w takich chwilach potrafiłam się do tego przyznać. Jednak nie mogłam sobie pozwolić znowu na chwilę słabości. Nie po wczorajszej nocy! Obiecałam sobie, że będę walczyć, że spróbuję, więc nie mogę pozwolić sobie na łzy! A więc dlaczego tu przyszłam?
     Odwiedzałam to miejsce stosunkowo rzadko, zazwyczaj, gdy naprawdę było ciężko. Czułam tu Jej obecność. Mogłam z Nią porozmawiać, wyżalić się, bądź po prostu sobie popłakać. Pewnie byłaby zła, że to robię, ale miałam to gdzieś. Potrzebowałam tego. Ale dzisiaj było inaczej. Nie wiem jaka siła mnie tu ściągnęła, ale podświadomie czułam, że dobrze się stało.
- Jak mogłabym świętować urodziny bez Ciebie? - szepnęłam, powtórnie ocierając kilka łez. 
    Nagle poczułam lodowatą kroplę, spływającą po moim karku. Dopiero to sprowadziło mnie na ziemię. Nagle zorientowałam się, że robi się już ciemno. No tak, w końcu to listopad. Z westchnieniem podniosłam się z zamarznięte ziemi i spojrzałam jeszcze raz ze smutkiem na miejsce, gdzie spoczywała moja Mama.
- Tęsknie za Tobą... - wyszeptałam, po czym odwróciłam się na pięcie i zaczęłam biec.
    Wiatr wiał nie przerwanie, niosąc ze sobą lodowate krople wody. Zaczynała się ulewa, w dodatku było już ciemno, a ja byłam przemarznięta do szpiku kości i jeszcze w opłakanym stanie. Chciałam tylko wziąć gorącą kąpiel i pójść spać. I przespać całe życie!
    Mimo wszystko można uznać, iż miałam szczęście bo gdy wbiegałam w swoją ulicę dopiero rozpętała się prawdziwa ulewa. Na szczęście mnie zmoczyło tylko trochę. Lodowatymi rękami przekręciłam kluczyk w drzwiach i poczułam błogie ciepło. Zdjęłam pospieszne płaszcz i usłyszałam ten głos.
- Chyba właśnie wróciła. Potem rozległy się odgłosy kroków i już po chwili, w przedpokoju stanął Dave wraz z Merry i o dziwo, Harrym Stylesem. Tego ostatniego powitałam z zaskoczeniem i wściekłością. Co On tutaj do cholery robił?!
- Gdzieś Ty była?! Matko, jak Ty wyglądasz? A my tu wszyscy na Ciebie czekamy... - zaczął David.
- Daj spokój, nie widzisz w jakim Ona jest stanie? - odparła Merry.
- Tak się składa, że Ona to wszystko słyszy! - powiedziałam wściekła i wyminąwszy ich udałam się w stronę swojego pokoju, mając zamiar nie opuszczać go do końca dnia.
- A Ty gdzie? - spytał Dave.
- Nie widać?!
- Lily, a może jednak zachciałabyś Nam dzisiaj potowarzyszyć? Merry napracowała się w kuchni by przygotować Nam uroczystą okazję. Mamy prezenty... I Harry specjalnie przyjechał żeby...
- Wybacz David, ale serio nie mam ochoty świętować. Zjedzcie beze mnie, a prezenty możecie oddać do sklepu. Nie potrzebuje ich!
- Ale byłoby miło, gdybyś jednak spędziła ten wieczór z Nami. - odrzekła delikatnie Merry. Nie miałam ochoty się kłócić. Nie miałam na to siły. Mój wzrok nieoczekiwanie spotkał się ze spojrzeniem Harry'ego. O dziwo On jeden w całym pomieszczeniu się uśmiechał. Biła od Niego taka aura zadowolenia, że aż chciało się stanąć obok Niego, by również móc tego doświadczyć. Pospiesznie wyrzuciłam z głowy takie myśli.
- Niech już będzie... Tylko się trochę ogarnę .. - odpowiedziałam. Dave automatycznie się rozluźnił i posłał w moją stronę nieśmiały uśmiech.
- Dobrze, dobrze.... Merry może wina? - zwrócił się do sąsiadki, prowadząc Ją do salonu. Harry nadal stał w miejscu i wciaż tak bezczelnie się uśmiechał. Bez słowa odwróciłam się od Niego i weszłam do swojego pokoju.
    Nie było czasu na prysznic, chciałam mieć tą nieszczęsną kolację już za sobą. Otworzyłam swoją szafę i się załamałam. W co niby mam się ubrać na taką uroczystość?! Sukienka od razu odpada! Poza tym miałam tylko takie, w których mogłam iść do klubu ze striptizem i udawać tancerkę. Zdecydowanie nie pasowały one do rodzinnego wieczoru. Ech.. Jak nie sukienka to może spódniczka? Wyciągnęłam swoją jedyną spódnicę, czarną, przed kolana, którą zwykłam nazywać spódnicą na każdą okazję i zmierzyłam ją sceptycznie wzrokiem. Wszystko byłoby cudownie gdyby nie ta wielka brązowa plama po czekoladzie, na prawym boku. Rzuciłam ją za sobie, notując w myślach, że muszę ją wyprać. Przeglądałam dalej wieszaki, ale nic sensownego znaleźć nie mogłam... Z rozpaczy zerknęłam na łóżko, gdzie leżał mój stary znoszony dres, w którym czasem spałam, a czasem chodziłam po domu w deszczowe niedziele. W akcie desperacji chciałam go złożyć, ale ostatecznie zdecydowałam się na coś mniej bulwersującego, czyli zwykłe rurki i czarny sweterek dla podkreślenia mojego nastroju.
    Pobiegłam do łazienki i ze strachem zerknęłam na swoje odbicie w lustrze. Włosy były w stanie krytycznym. Wzięłam szybko szczotkę i pospiesznie je rozczesałam po czym związałam w koński ogon, żeby mi nie przeszkadzały. Zmyłam resztki makijażu, które szpeciły przede wszystkim moje policzki. Ogarnęłam siebie wzrokiem i stwierdziłam, że nie jest tak źle.
    Wzięłam głęboki wdech i przeszłam do salonu. Wszyscy już na mnie czekali. Po przeciwnej stronie stolika, na którym znajdowały się różne pyszności, w dwóch fotelach siedzieli Dave i Merry, wesoło gawędząc z Harrym. On ulokował się na sofie. Miejsce obok Niego było przeznaczone dla mnie.
    Gdy tylko pojawiłam się na horyzoncie zapadła niezręczna cisza. Przerwał ją David.
- Usiądź z Nami kochanie. - rzekł.
- Z przyjemnością. - odparłam. W moim głosie było słychać aż za dużo sarkazmu. Z miną męczennika zajęłam miejsce na sofie, jak najdalej się dało od mojego sąsiada i nalałam sobie ciepłej herbaty. Nadal drżałam z zimna. Reszta zajęła się konwersacją, przerwaną moim przybyciem.
- I jak było? - spytała rozbawiona Merry.
- Och, strasznie. - odparł Harry śmiejąc się głośno. Dawno już nie słyszałam Jego śmiechu. Moje serce zakołatało niebezpiecznie, ale szybko doprowadziłam je do porządku i utopiłam wzrok w  filiżance trzymanej, przez moje lodowate dłonie.
    Pokój wypełniał śmiechy gości, ich wesołe pogawędki i tylko ja zdawałam się być gdzieś bardzo daleko, nie mając kontaktu z rzeczywistością, mimo iż całe to towarzystwo zgromadziło się tutaj z mojego powodu. Wcale mi to nie przeszkadzało. Jednak, nic nie trwało wiecznie.
- Lily, powinnaś coś zjeść. - zagadnęła mnie Merry.
- Nie jestem głodna. - odparłam chcąc jak najszybciej powrócić do świata refleksji.
- Jesteś taka chudziutka...Może zjedz chociaż muffinkę?
- Ale...
- To może ja przyniosę tort. Jest u mnie. Przydałaby się mała pomoc... -zaczęła Merry, kompletnie mnie ignorując.
- Ja bardzo chętnie! - wyrwał się Harry.
- Nie, nie, siedź! Jesteś gościem... Ja pójdę! - odrzekł David, już podnosząc się z fotela i pospiesznie wychodząc za kobietą. A więc zostaliśmy sami.
    Poczułam Jego wzrok na sobie i postanowiłam się z Nim zmierzyć. Spojrzałam na Niego odważnie i od razu tego pożałowałam, gdyż On znowu uśmiechał się do mnie bezczelnie szeroko, na co moja linia samoobrony legła w gruzach. Wszystko się we mnie zagotowało.
- A Ty co się tak szczerzysz, co?! - krzyknęłam sfrustrowana. Harry był jedną z tych nielicznych osób, które wkurzały mnie po prostu oddychając. Ma chłopak pecha!
- Tak po prostu... Cieszę się, że Cię widzę. - Na to nie miałam gotowej odpowiedzi.
- A to dziwne, bo ja wręcz przeciwnie! - odpowiedziałam po chwili.
- Da się zauważyć... Ładna bransoletka. - odparł zerkając na mój prawy nadgarstek.
- Dostałam na urodziny... Od przyjaciela... - Sama nie wiedziałam dlaczego Mu to mówię.
- Przyjaciela, czy chłopaka? - spytał, uśmiechając się tajemniczo.
- Nie twój zakichany interes! - odrzekłam i ostentacyjnie odwróciłam głowę.
- Zawsze to robisz?
- Co?
- Odpychasz ludzi, którzy chcą Ci pomóc... - Zaskoczył mnie po raz kolejny.
- A co Ty możesz o tym wiedzieć?!
- Coś tam wiem...
- Gówno wiesz i próbujesz zgrywać nie wiadomo kogo! Co Ty sobie wyobrażasz?! Że tak po prostu sobie wrócisz i wpakujesz się w moje życie z buciorami, a ja powitam Cię z uśmiechem?!
- Nigdy tego nie oczekiwałem! - odparł Styles już całkiem serio.
- To czego ode mnie oczekujesz?!
- Po prostu pozwól mi... chociaż spróbować... - w tym samym momencie drzwi mieszkania otworzyły się i do salonu wpakowali się Merry i Dave z ogromnym tortem na czele, śpiewając głośne: "HAPPY BIRTHDAY TO YOU". Miałam tego wszystkiego po dziurki w nosie. Wstałam z kanapy, trzęsąc się ze złości. Gdy tylko skończyli śpiewać, naskoczyli na mnie składając życzenia i wręczając prezenty, a ja stałam pośrodku tego wszystkiego całkiem bezradna i fioletowa z wściekłości. Harry nie podszedł. I dobrze, bo bym Go chyba zabiła!
    Wzięłam prezenty pod pachę i przepraszając wszystkich, udałam się do pokoju. Miałam już serdecznie dosyć całego tego cyrku, a przede wszystkim towarzystwa Harry'ego! Chciałam pobyć sama... Pomyśleć w spokoju, odpocząć...
    Rzuciłam upominki w kąt, wzięłam czysty ręcznik i udałam się na relaksacyjną kąpiel. Tym razem zdecydowałam się na prysznic. Cudownie było czuć ciepłe strumienie wody, ogrzewające moje zlodowaciałe ciało. Wyłączyłam wszystkie zmysły, wszystkie nieprzyjemne myśli. Było mi tak ciepło i tak błogo, że mogłabym tak stać bez końca. Ale w końcu poczułam zmęczenie.
    Wyszłam z pod prysznica, owinęłam się ręcznikiem i opuściłam toaletę. Znalazłam się w pokoju, gdzie na moim łóżku siedział Harry. Gdy mnie spostrzegł od razu się uśmiechnął i szybko zakrył ręką oczy.
- Nie patrzę, nie patrzę! - powiedział, śmiejąc się przy tym wesoło.
- HARRY, KRETYNIE CO TY TUTAJ ROBISZ??! - wrzasnęłam.
- Uspokój się, nic nie widziałem! - odrzekł nadal śmiejąc się.
- Wynoś się stąd!!!
- Najpierw musimy pogadać!
- Nie, nie musimy!
- Ale ja się nigdzie nie ruszam. - odparł i na znak protestu rozłożył się na łóżku. W tej chwili żałowałam, że nie miałam nigdzie ukrytego rewolweru. Chętnie bym go użyła!
- Mogłabym się chociaż ubrać?! - spytałam nadal wściekła jak osa.
- Proszę bardzo. - rzekł, nie ruszając się z miejsca.
- A mógłbyś wyjść?! - zapytałam po raz kolejny, oburzona faktem, że w ogóle muszę to robić. Przecież to był mój pokój!
- A jaką mam gwarancję, że mnie wpuścisz z powrotem?
- HARRY! - krzyknęłam po raz kolejny. Myślałam, że zaraz tam wyjdę z siebie i stanę obok.
- Okej, okej... Poczekam w łazience! -odparł szybko chłopak i wślizgnął się do pomieszczenia, zanim w ogóle zdążyłam zaprotestować.
    Co mogłam zrobić? Wiedziałam, że jak On się uprze to nie ma zmiłuj. Wyciągnęłam więc z szafy jakąś granatową koszulkę, która sięgała mi do połowy ud, do tego stare spodnie od pidżamy, w niebieskie króliczki, włosy zawinęłam w suchy ręcznik i zawołałam Go z powrotem do środka.
-  Czego chcesz?! - spytałam na wstępie. Zajęłam się w między czasie ogarnianiem mojego pokoju, byle tylko nie musieć na Niego patrzeć. Oto do czego doprowadzał mnie jeden człowiek!
- Fajna pidżamka. - odrzekł. Niemal czułam Jego wzrok wodzący po moim ciele. Przeszły mnie dreszcze.
- Super! To wszystko?
- Chciałem dokończyć naszą rozmowę... Wydaje mi się to dosyć istotne.
- A mnie nie! Mam już Ciebie dosyć! - On tylko w odpowiedzi się zaśmiał.
- Lepiej się przyzwyczajaj... - odpowiedział.
- Słucham? - zmroziłam Go wzrokiem. - Ja nie mam zamiaru się przyzwyczajać!
- Szkoda... To będzie pewne utrudnienie...
- Niby w czym?
- W tym, żebyśmy znowu zostali przyjaciółmi... - odrzekł, uśmiechając się szeroko, widocznie bardzo z siebie zadowolony.
- Aha... A nie wpadło Ci czasem do tej twojej, pustej łepetyny, że może ja nie chcę się z Tobą ZNOWU zaprzyjaźniać?!
- Wpadło... Nie było trudno się domyśleć...
- To może weźmiesz to do siebie i dasz mi święty spokój? - spytałam, znowu kipiąc z wściekłości.
- Nie mogę... - rzekł i zbliżył się do mnie, tak, że prawie stykaliśmy się czołami. Spojrzał mi głęboko w oczy, a ja po prostu nie mogłam się ruszyć. Byłam zupełnie sparaliżowana.
- Dlaczego? - wykrztusiłam po chwili.
- Bo za bardzo mi na Tobie zależy. - odparł, uśmiechając się delikatnie.
- Dopiero teraz? - spytałam. Mój głos był wręcz arktyczny. - Dopiero teraz sobie o mnie przypominałeś? - W moich oczach pojawiły się łzy, ale robiłam wszystko by je tam zatrzymać.
- Wiem... Tak strasznie mi przykro... - odrzekł szeptem. W Jego oczach malowała się skrucha i nieme przeprosiny. Jednak dla mnie to było za mało.
- Mi też Harry.... Ale już za późno... Za dużo się wydarzyło... Za mało o mnie wiesz...
- Wiem, ale mogę to wszystko naprawić... Daj mi szansę...
- Nie! Nie mogę przechodzić przez to wszystko jeszcze raz...
- Ale ja się nie poddam!
- Dlaczego?! Dlaczego nie możesz po prostu odpuścić?! JA CIĘ NIE POTRZEBUJĘ! - powiedziałam dobitnie. Miałam nadzieję, że tym razem coś do Niego dotrze.
- I tu jesteś w błędzie. Lily, gdybym nie był przekonany, że mnie potrzebujesz, nie stałbym tu teraz z Tobą.
- Proszę Cię Harry... Po prostu zostaw mnie... - odrzekłam niemal błagalnie.
- Nie ma mowy! Nie zasłużyłaś na takie życie Lily... Pozwól sobie pomóc...
- Ja.... nie... chcę....
- Chcesz! Posłuchaj, wiem, że zachowałem się jak świnia. I wiem, że po śmierci twojej Mamy było Ci ciężko. Nie było mnie kiedy tego potrzebowałaś. Ale nie mam zamiaru popełnić tego błędu jeszcze raz! Ja widzę, w jakim kierunku to zmierza... Staczasz się.
- Jak śmiesz...
-A śmiem! Bo od tego są przyjaciele! I mimo iż dla Ciebie nim nie jestem, zrobię wszystko żeby to zmienić! Żebyś znowu była szczesliwa...
- Dlaczego? - spytałam wściekła, przerywając Mu ten jego idiotyczny wywód.
- Już Ci to tłumaczyłem.
- Ale ja chce znać prawdę...
- Prawda jest tak banalnie prosta, że nie możesz jej dostrzec. A masz ją tuż przed swoim nosem. Ale kiedyś zrozumiesz.. - odparł uśmiechając się debilnie.
- Wiesz co Ci powiem?! Mam serdecznie dosyć tego twojego, wymądrzałego tonu, twoich głupich zagadek, tego cholernego uśmieszku, i w ogóle całego CIEBIE!!! Nie potrzebuję twojej pomocy! Dla mnie jesteś nikim! Nie mam zamiaru się z Tobą zadawać, nawet jakby mi dopłacili! Nawet jakby mi dali milion dolarów, NIE DZIĘKUJĘ!! A teraz z łaski swojej, wyjdź stąd i nigdy więcej tu nie wracaj!! - krzyknęłam, a trzymane przeze mnie ciuchy, pofrunęły gdzieś do tyłu. Tak krzyczałam, że aż dostałam zadyszki. Harry wyglądał tak, jakby w ogóle się tym nie przejął i nadal się uśmiechał. 
    Spojrzał mi jeszcze raz, głęboko w oczy i podszedł do drzwi. Jeszcze tylko odwrócił się z ręką na klamce i przez ramię rzekł.
- Wszystkiego Najlepszego.... I do zobaczenia. - posłał mi ciepły uśmiech i wyszedł.










WITAJCIE! :D
1. Okej, wiem, że dłuuuugo czekaliście na ten rozdział, ale moi nauczyciele, jak zawsze, byli niezawodni, więc miałam sporo zajęć, a jak już miałam wolną chwilkę to zazwyczaj leżałam i nic nie robiłam (ave ja! xD).. Ale myślę, że to Wam się spodoba...  
2. Pewnie zauważyliście, że trochę się na moim blogu pozmieniało, a to za sprawą mojej kochanej Kasi i jej wybitnego talentu. Jeśli chcecie żeby Wasz blog wyglądał równie cudnie zgłoście się do niej! (link do Jej Szablono-Sfery w moich polecanych blogach) ;)  Ja jestem absolutnie zachwycona! Dzięki Kasiu! ;**** 
3. Dziękuję wszystkim Wam, którzy komentują!! Jesteście wielcy, to naprawdę daje takiego kopa, że aż chce się pisać! Proszę, róbcie to dalej, KOMENTUJCIE!! Będę ogromnie wdzięczna! KOCHAM WAS!! <3
To już chyba wszystko.... Do następnego razu.. ;) 
Talitha ;*

PS: Dzięki Oliwia, za sprzedanie mi patentu na ciepłe płatki ;) Czekam na więcej inspiracji xD
      
              
                                     
  

20 komentarzy:

Anonimowy pisze...

super rozdział kocham twojego bloga *** Weronika

Chedey pisze...

aaaaaaaaa wielkie otwarcie :D
po raz 345656 nie ma za co xD
No, a rozdział przeczytam sb gdy będę miała chwilę wolnego, bo niestety ale czas goni :O :)
XOXO

Anonimowy pisze...

świetny rozdział , nie mg doczekac sie kolejnego ! życze weny xxx

@rawrmyniam xoxo

Anonimowy pisze...

wspaniały blog, opowiadanie, :) dziękuję, że podesłałaś mi link, przynajmniej będę miała co czytać :)) nie mogę się doczekać następnego :)) <3 love you xx @eternallyNatala

Anonimowy pisze...

Zajebiste.Ciekawie się zapowiada także pisz i czekamy na więcej ;))


@Be_Brave_Queen

Anonimowy pisze...

SUPEEEEEEER <3 ŚWIETNIE SIĘ ZAPOWIADA :D

Unknown pisze...

Faajnee..:Robi się ciekawie :)
Życzę weny i więcej czasu na pisanie :*

Unknown pisze...

Super! Naprawdę nie ma się czego doczepić <33
Życzę dalszej weny
@pamccia

Astrid pisze...

Straasznie fajny rozdział. Bardzo mi się podoba, choć trochę początek mi się przeciągał, ale to może tylko mi, bo spać mi się chce XD. No, więc uważam, że Harry z tego bloga przypomina mi strasznie Harrego na serio (choć go nie znam, ale to szczegół).. Po prostu tak go sobie utożsamiałam zawsze, a tu TRACH i mi dajesz takie buuum! *zdanie nie mające żadnego sensu xd*. Ale dlaczego oni są przyjaciółmi? :( Ja chce żeby on ją pocałował i w ogóle, a w takim razie będzie to za milion lat świetlnych.. hjshsua. CO JA PISZĘ?! Przecież jak będę to czytać to mi się na pewno nie będzie ciągnąć, ani nudzić:D! Ale i tak z niecierpliwością czekam na coś więcej ^ ^ Mrr. Ta scena z łazienka była b-o-s-k-a.. Kurde, ja bym chyba mu oczy wydłubała i poćwiartowała, jakby tak by sobie w moim pokoju siedział, a ja w ręczniku (to znaczy pierw bym się ubrała, bo bałabym się, że mi ręcznik spadnie)... Jeju, miał być taki ładny, rozbudowany komentarz z sensem i w ogóle, a wyszło jak zwykle : ((

Anonimowy pisze...

Bardzo fajny rozdział i blog i ta scena z ręcznikiem l boska <3 dziękuje za podeslanie linku ~@bielejewska xoxo

Unknown pisze...

CUDOWNY BLOG! Bardzo mi się podoba to opowiadanie, pisz dalej i nigdy nie rezygnuj, bo na prawdę Ci się udaje x ~@Directiomania

Karolina Kaczyńska pisze...

Heej ♥ Muszę Cię pochwalić, bo piszesz cudownie, wgl. dzięki za podesłanie linku na Twitterze :)) Inaczej bym tu prawdopodobnie nie trafiła.

Harry w tym opowiadaniu jest taki jak ( wydaje mi się ) w świecie realnym, czyli emanujący pozytywną energią, wiecznie uśmiechnięty i słooodki <3 Wreszcie trafiłam na fanfiction w którym nie jest jakimś gangsterem, właścicielem gangu (to chyba to samo ale co tam), narkomanem, albo nwm. kim jeszcze, choć nie ukrywam taka jego wersja mi się podoba ^^

A co do Lily, to wydaje mi się, że jest po prostu zagubiona i skrzywdzona przez los, ona po prostu "zabłądziła" po śmierci mamy i mam nadzieję, że Harry pomoże jej znaleźć właściwą drogę.

Wyszło bardzo filozoficznie, nie? To aż do mnie niepodobne *śmiech*
Przepraszam, że nie dodałam komentarzy do wszystkich rozdziałów, ale jadę dzisiaj na korepetycje z matematyki i fizyki i muszę się do nich przygotować, bo babka ma chyba wiecznie okres.*przewraca oczami*

Kończę, bo i tak się bardzo rozpisałam ^^
Życzę dużo weny i pomysłów na
następne rozdziały :))
@Tverella ♥

P.S. Przepraszam za jakiekolwiek błędy, czy coś..

Anonimowy pisze...

robi sie ciekawie czekam na ciag dalszy

Anonimowy pisze...

wspanialy naprawde wszystko mi sie w nim podoba jeses genialna juz nie moge daczekac sie kolejnego rozdzialu @PaulissiCrazyMo <3

Barbara12544949 pisze...

Wspaniały blog. Dzięki za podesłanie linka na tt :) Czekam na next. @Barbaa12544949

justi pisze...

Zajebisty czekam na nexta ^_^

Anonimowy pisze...

no wkońcu następny rozdział xd naprawde genialny:3

Liam_My_Loves pisze...

aaawwwww genialny rozdział! xx czekam z niecierpliwością na następny xx
@Liam_My_Loves

Anonimowy pisze...

Cudowny rozdział ;*
Życzę weny i czekam na next xx
@Olaaa1D

Unknown pisze...

Jak zawsze świetny :))
@Kwiatkowska04