sobota, 5 kwietnia 2014

Rozdział 5. Siła charakteru

     Przez całą drogę do szpitala nikt nie zabrał głosu. Wgapiałam się w budynki, które mijaliśmy, starając się nie myśleć o tym co mnie czeka. I tak byłam wystarczająco wściekła. Musiałam się wyciszyć. Jeśli miałam wdrożyć swój plan w życie, mianowicie udawanie, że wszystko jest w jak najlepszym porządku, wymagało to pewnej stabilności emocjonalnej. Nie chciałam dawać tej przeklętej satysfakcji mojemu ojczymowi, że jego próba wydostania mnie z '"kłopotów", o których akurat On miał najmniejsze pojęcie, może się powieść. Może jeżeli profesjonalista wyperswaduje mu moje domniemane luki w równowadze psychicznej, Dave się odczepi. Ughh... Poczułam nieprzyjemny ścisk w żołądku, który spowodowany był stresem i wściekłością. Lily, weź się w garść! Wzięłam kilka głębokich oddechów i skupiłam całą uwagę na miejskim krajobrazie, próbując wysłać na Księżyc dręczące mnie myśli. Udawało się to całkiem dobrze. Aż do momentu kiedy zaczęliśmy wjeżdżać na teren szpitala. Serce przyspieszyło i powrócił ten okropny ścisk żołądka. Mimo, że byłam zdeterminowana w osiągnięciu celu, to znaczy pozbyciu się natrętnego doktorka i sprzeciwieniu się woli mojego opiekuna, nerwy zaczęły mnie zjadać.
    Dave zaparkował i spojrzał na mnie w końcu. Jego wzrok mówił: "Jeżeli coś odwalisz, będziesz miała ze mną do czynienia".
- Lily... Chciałbym, żeby to naprawdę wypaliło. Postarasz się, prawda? Dla siebie.
- Wiesz, ja też chciałabym wielu rzeczy... Na przykład żebyś szanował mojego jedynego przyjaciela! Sam widzisz jak to bywa z rzeczami, których bardzo chcemy... Nie zawsze dostajemy to czego pragniemy...
- Jeżeli masz zamiar zawalić tę wizytę tylko dlatego, że się pokłóciliśmy...
- To co?
- To powinnaś wiedzieć, że w taki sposób zaszkodzisz tylko sobie.
- Więc dlaczego Ci zależy?!
- To nie oczywiste? - spytał mężczyzna posyłając w moim kierunku zatroskane spojrzenie. Nie bacząc na ten akt pojednania wyszłam z samochodu i skierowałam się w stronę tego cholernego szpitala. Nienawidziłam tego budynku, oraz jemu podobnych, z całego serca. Kojarzył mi się tylko z bólem. Nie tylko tym fizycznym.
    Jeszcze zanim przekroczyłam próg David zdążył mnie dogonić i uprzejmie otworzył przede mną drzwi. Poszłam przodem, ale zatrzymałam się w zatłoczonej recepcji. Nie miałam ochoty na kontakty z kimkolwiek, nawet jeżeli miałby się one ograniczać, do uzyskania informacji, na którym pieprzonym piętrze znajduje się oddział psychiatryczny. Nie było to chyba konieczne, gdyż Dave skierował się od razu do wind. Podreptałam zrezygnowana za nim. Akurat trafiliśmy na tę pustą. Przestrzeń miedzy nami wydawała się lodowata, w dużej mierze za moją zasługą, ale nie przeszkadzało mi to. W ten sposób wyładowywałam swoją wściekłość.
    Wysiedliśmy na piątym piętrze i udaliśmy się pod gabinet numer pięć. Korytarze po obu stronach były puste. Dziwne, jak na taką porę dnia. Ale dla mnie to nawet lepiej. Nie zniosłabym widoku chorych. Nie po tym co już przeszłam. Usiadłam na niewygodnej ławce, oparłam głowę o zimną ścianę i zamknęłam oczy. Zmęczenie i rozdrażnienie, oraz stres tworzyły zabójczą mieszankę. To co zamierzałam zrobić mogło okazać się awykonalne. Ale jeżeli mi się nie powiedzie, będę musiała przyjeżdżać tu częściej. Często. To była dobra motywacja. Poczułam wibracje telefonu. Otworzyłam sms-a od Luke'a, który napisał: Powodzenia Mała! xxx". Od razu uśmiechnęłam się szeroko, a w sercu poczułam przyjemne ciepło. Idealny moment, pomyślałam. Właśnie dlatego przyjaźniłam się z Lukiem. Zawsze był, kiedy Go potrzebowałam, nigdy mnie nie zawiódł. To jemu powinnam się zwierzać, nie jakiemuś obcemu facetowi!
    Wtem drzwi do gabinetu otworzyły się i gestem zaproszona nas do środka. Schowałam komórkę do kieszeni spodni i weszłam. Za mną kroczył Dave. Gabinet był całkiem malutki, ale przytulny. Na środku stało piękne, dębowe biurko, za nim pod ścianą regały pełne książek z tego samego kompletu. W kącie stała mała palma, a gdzie nie gdzie dało się zauważyć zdjęcia uśmiechniętych ludzi. Neutralny oliwkowy kolor ścian, dopełniał całości. Przed biurkiem stały dwa, wyglądające na wygodne, skórzane fotele. Za biurkiem zaś siedział, jak myślę, właściciel całego gabinetu, Doktor Darren West, jak głosiła tabliczka na jego biurku. Gościu około trzydziestki, w przydługawych włosach, które jednak ułożył całkiem zgrabnie, z lekkim, męskim zarostem i przenikliwymi oczami. Wzbudzał mieszane uczucia.
- Zapewne Pani Brooks?
- Tak, tak, to my. - odpowiedział pospiesznie Dave. Jakby sam chciał przejąć inicjatywę, żebym tylko ja nie musiała się odzywać i tym samym nie zepsuła niczego. Naiwniak.
- My się już poznaliśmy, Panie Thomson. Jeśli Pan pozwoli, chciałabym porozmawiać z Pańska córką na osobności? - z pozoru była to prośba, ale to tylko kurtuazyjna przykrywka. Z takim człowiekiem się nie dyskutuje. Charyzmą biło od niego na kilometr.  
- Oczywiście, oczywiście. - odparł i pospiesznie opuścił pomieszczenie. Ciekawe, że w obliczu stresu Dave ma skłonności do powtarzania różnych wyrazów dwa razy.
- Proszę usiądź. - oznajmił ciepły, męski głos lekarza. Wykonałam polecenie. Faktycznie fotele były wygodne. Idealne na dłuższe rozmowy. Szkoda, że nie zagrzeję na nich miejsca. Mężczyzna zmierzył mnie uważnie wzrokiem. Ja również patrzyłam mu w oczy. Dla podkreślenia z kim ma do czynienia. Pojedynek na spojrzenia trwał jakiś czas, aż w końcu na jego twarzy zagościł nieznany mi uśmieszek, a oczy zabłysły dziwnym blaskiem. Jakby właśnie otrzymał jakiś wspaniały prezent.
- Dobrze, wspaniale! - rzekł.
- A to dlaczego? - spytałam zdezorientowana. Miałam wrażenie, że coś ważnego mnie omija.
- Wybacz, mam w zwyczaju mówić do siebie. No więc... Może powiesz mi coś o sobie?
- Och, to chyba nie jest konieczne. Pan już rozmawiał z Davem, więc pewnie wie o mnie wszystko. Wszystko co Panu potrzebne. - odparłam sarkastycznie. On znowu uśmiechnął się tajemniczo,
- Wydaje mi się, że nie wiem nawet połowy. - jego twarz wyrażała anielski spokój, a mimo to wzbudzał On moje obawy. Z każdą chwilą podobał mi się coraz bardziej. Nie jako mężczyzna, ale jako człowiek. A przecież nie mogłam się tak łatwo poddać!
- Racja. Ale nie sądzę by to miało się kiedyś zmienić.
- Więc po co tu jesteś?
- Nie z własnej woli. - nasze spojrzenia się skrzyżowały i zauważyłam cień zrozumienia. Jakby wiedział, co dokładnie jest grane. Z resztą pewnie tak było.
- Lily... Jeżeli mogę się tak do Ciebie zwracać?
- Tak, proszę.
- No więc, Lily. Szczerze? Nie mogę Ci pomóc. - to mnie zdziwiło. Myślałam, że zaraz walnie mowę o tym jak to On potrafi uzdrawiać i żebym dała sobie pomóc bla bla bla stara śpiewka. I znowu zaskoczył mnie pozytywnie.
- To świetnie. Bo ja nie potrzebuję pomocy. - odparłam uśmiechając się jak najbardziej naturalnie.
- Lily, Ty wołasz o pomoc.
- Co? Nie wydaje mi się...
- Jesteś pewna siebie, wiesz dlaczego tu jesteś i obje wiemy, że zrobisz wszystko by tylko stąd wyjść i nigdy już nie wracać. Od początku się na mnie zamknęłaś i walczysz ze mną nawet nieświadomie, chociaż po Twoim wyrazie twarzy można wywnioskować, że jesteś zaskoczona, więc i tak osiągałem już więcej niż reszta Twoich terapeutów przez rok. Przygotowałem się trochę do tej konfrontacji... Zapewniali mnie, że jesteś przypadkiem beznadziejnym. No cóż... Ja takie właśnie lubię najbardziej. - znowu uśmiechnął się rozradowany.
- Co Pan sobie...
- Mów mi Darren.
- Darren?
- Tak mam na imię.
- Okej, Darren... Nieważne. Co Ty sobie w ogóle wyobrażasz?! Nie mam zamiaru...
- Ale dlaczego w ogóle się burzysz?
- Co...?
- Dlaczego się burzysz? - powtórzył pytanie, trochę głośniej.
- Nie burzę się.
- Owszem, burzysz.
- Okej, może trochę.
- Ale dlaczego?
- Bo... Bo nie lubię jak ktoś grzebie w moim życiu!
- Ahh, to dopiero przed nami! - rzekł widocznie rozradowany mężczyzna.
- Ale ja rezygnuję! - odparłam pospiesznie, chwytając się ostatnich resztek samokontroli.
- Nawet nie wiesz z czego chcesz zrezygnować. Daj nam jedno spotkanie. Może wtedy zmienisz zdanie? - brzmiało to całkiem logicznie. W sumie i tak miałam zamiar odmówić dalszych sesji.
- Okej.
- Okej. No więc może ja zadam Ci kilka pytań, a Ty postarasz się odpowiedzieć na nie szczerze.
- Czemu nie. - rzuciłam obojętnie.
- Ćpasz? - pierwsze pytanie poszło jak z armaty, a ja zostałam ogłuszona hukiem zaskoczenia. Nie ma co, facet jedzie z grubej rury.
- Nie. - obiecałam sobie w duchu, że Dave zapłaci mi za to wszystko. W końcu to On naopowiadał Darrenowi (dziwnie mi tak się do niego zwracać, nawet w myślach) głupot o mnie.
- Pijesz, palisz?
- Nie. - odpowiedziałam po chwili wahania.
- Dlaczego kłamiesz?
- Następne pytanie poproszę.
- Jak zmarła Twoja mama? - kolejne pytanie, kolejny szok. Na pierwszym spotkaniu nie porusza się takich tematów!
- Wypadek samochodowy.
- Myślisz o tym?
- Nie! - odrzekłam trochę zbyt głośno. To wszystko podobało mi się coraz mniej.
- I znowu kłamstwo.
- To nie pytanie.
- Ty też nie bawisz się według reguł. Jakieś hobby?
- Kłamanie. - nie wiem dlaczego to powiedziałam. Chyba chciałam go sprowokować, ale wszystko obracało się przeciwko mnie.
- Co łączy Cię z Harrym Stylesem? - oniemiałam. Co jak co, ale tego się nie spodziewałam. Wpatrywałam się w niego tępo, próbując wychwycić szczątkowe ilości rozbawienia, może żartu, ale niczego takiego nie znalazłam. On pytał całkiem serio.
- Nic! - odrzekłam lodowatym tonem.
- A jednak coś...
- Nie wydaje mi się!
- Ależ wszystko na to wskazuje.
- Czemu poruszamy ten temat?! Następne pytanie?!
- Dlaczego nie możesz Mu wybaczyć?
- CO?! Skąd Pan wie, że mam mu coś do wybaczenia?!
- Lekarska intuicja. Poza tym jestem Darren. Więc dlaczego?
- Nie Twój zakichany interes!
- Lubisz go?
- NIE!!
- Chyba trochę tak...
- Ja pierdole, przecież mówię wyraźnie! JA GO NIENAWIDZĘ I NIE MAM JUŻ PANU NIC DO POWIEDZENIA! REZYGNUJE TO KONIEC, DOWIDZENIA!
- Do zobaczenia za tydzień.
- Słucham?! - odparłam z obłędem w oczach.
- Wcisnę Cie na piątek. Tak myślę, że mamy trochę materiału do przerobienia...
- Ale przecież... Mówił Pan, że...
- No cóż... Kłamałem... - na jego twarzy zagościł ten cholerny uśmiech, który doprowadził mnie do szału. Wstałam i skierowałam się do drzwi. Zatrzasnęłam je za sobą jak najszybciej byleby tylko nie usłyszeć jeszcze jednego słowa od tego... Nawet nie mogłam dobrać odpowiednich słów na to by go określić! Wyszłam  z tamtąd tak szybko, iż wpadłam wprost na oszołomionego chłopaka  z ciemną czupryną. Podniosłam wzrok i oniemiałam ponownie. To był właśnie On, HARRY STYLES.
    Tego było za wiele. Zaczęłam go okładać z całych sił, tak by na każdym skrawku ciała jaki zdołałam dosięgnąć, zostawić porządnego siniaka. Harry zasłonił rękoma głowę i starał uchronić się przed uderzeniami.
- TY... PIEPRZONY... CHOLERNY... GŁUUPI... IDIOTO!! - krzyczałam a po każdym wyzwisku następował kolejny cios.
- Hej co Ci odbiło? Lily, uspokój się..
- USPOKÓJ SIĘ?! JESZCZE... ŚMIESZ... MI... ROZKAZYWAĆ?!
- LILY, USPOKÓJ SIĘ! - krzyknął chłopak łapiąc mnie za ręce i względnie unieruchamiając. Co nie oznaczało, że nie próbowałam się wyswobodzić.
- ZOSTAW MNIE! - krzyknęłam sfrustrowana.
- Co się stało? Przestań się wyrywać! - rzekł Harry. Jego twarz, dotyk, ON SAM doprowadzały mnie do furii. Czystej i niepohamowanej.
- WIESZ DOBRZE CO SIĘ STAŁO TY ŚWINIO!
- Lily... 
- Zostaw mnie!!! - krzyknęłam wyrywając się wreszcie z jego silnych rąk i odwróciłam się szybko na pięcie. Jednak On chwycił mnie za prawe przedramię, tak, że wpadłam wprost na jego tors.
- Nie! - rzekł  stanowczo. Widziałam tylko jedno wyjście z tej sytuacji. Zgięłam nogę w kolanie i trafiłam Harry'ego Stylesa w najczulsze miejsce, w ciele każdego mężczyzny - krocze. Chłopak zgiął się w pół, a na jego twarzy pojawił się piękny grymas bólu.
- Pieprz się Harry! - odrzekłam i odwróciłam się. Resztę drogi do wind pokonałam w biegu.







Miał być Harry? Proszę bardzo, jest Harry xD 
A tak na serio, chciałam gorąco przeprosić wszystkich, którzy tak długo musieli czekać na ten rozdział (w szczególności Weronikę i Kaskę, które molestowały mnie w szkole xD)... Wiem, jestem beznadzieja.. :c
Ale mam nadzieję, że rozdział się spodobał, bo ja miałam wielką frajdę pisząc go... Chociaż biedny Harry... Ała... xD Ten rozdział, tak jak i poprzedni są trochę krótkie, ale myślę, że następnym razem to nadrobimy ;)
Dziękuję serdecznie za wszystkie komentarze, serio czytam każdy i każdy podbudowuje mnie i motywuje do pracy! Jesteście cudowni!!! 
Liczę na moc komentarzy i tutaj i czekam razem z Wami do następnego napisania! ;)
Talitha ;*             
                                     

9 komentarzy:

Anonimowy pisze...

Jezu hahahah niewiem jak nazwać końcuwke ale biedny Hazza hahahah rozśmieszyła mnie! boże świetne to opowiadanie! czekam na następny rodział! bo ten to niesamowity >>>>>>
@bielejewska x

Barbara12544949 pisze...

To jest GENIALNE!
Ta rozmowa z tym terapeutom >>>
I scena z Harry'm hahahhahaha
Kocham xx
Czekam na next i życzę weny
Pozdrawiam :)
@Barbara12544949

Unknown pisze...

O mój Boże!
Co się dzieje? Co będzie dalej? Muszę to wiedzieć <3
Dawaj nexta bo oszaleje xd
Ja to po prostu kocham <3
i są długie rozdziały :D

Anonimowy pisze...

Super rozdział, opłacało się czekać. Mam nadzieję, że Lily przetrwa następną rozmowę z Darrenem. Nie można zapomnieć o Harrym w tym rozdziale poszkodowany, bądź dla niego łaskawsza ;P


Weronika

Chedey pisze...

Paulinka dodała nowy rozdział ^^ teraz czas na mnie :D
Co do rozdziału... Tyle agresji w niepozornej Lily hahah xD
fajny, czekam na następny! :)

olkka pisze...

Przeczytałam? Przeczytałam :D
Kochana jak się cieszę, że dodałaś go szybciej!
Dziękować mi hahah
kocham Cię ♥
Co do rozdziału?
Boski? Cudny? Fajny? Zajebisty? eee to za słabe określenia..
on jest po prostu... jdfbhiejqwsldmkcjfnguiewospal,dckmjgntu
Nie ma słowa na tak zajebiste opowiadanie jak to :o
Moja ty kochana, zdolna chrześnico ♥
Biedny Harry.. Ale szczerze, mogła mocniej go kopnąć.. you know ..
Uwielbiam to ! ☻
Brakowało mi mojego Luka.. ;c
ale żyje :D
No właśnie, oddycham i jest komentarz :o
zobacz ja mistrzu hahaha
Ciekawy doktorek, eh eh
może jakiś sexy? :) nie nic x
Nie mogę się doczekać kolejnego mcsndbhfuiosplxcdmnj
yeah yeah
No to nie będzie Ci tu więcej spamić :)
Zapraszam do siebie *nie-mam-bloga.blogspot.nl* NO LOL
Sorka musiałam xD

Dziękuję Ci za wszystko ♥
Czekam na następny!
Weny kochanie i rób co kochasz!
Much Love, Ciotka Dżeff ♥

funnygalx pisze...

JEEEEJ <3 To o wiele lepsze niż zakuwanie na historię XD
Świetne, czekam na ciąg dalszy, weny kochana :*

marieta pisze...

No, więc przepraszam, że od razu nie skomentowałam. ale zbytnio nie miałam czasu. Powiem Ci szczerze, że polubiłam tego Darrena XD. Czytałam ten rozdział w szkole i najlepsze momenty czytałam na głos Weronice (obie prawie się posikałyśmy pod koniec). Nie wiem, czemu podoba mi się jak Harry jest bity :D. Oczywiście w tym opowiadaniu, na żywo to lepiej, aby tego uniknął. A tak w ogóle to, co on tam do jasnej ciasnej robił? o.O. Lily jest strasznie fajna, choć ma taki mętlik w głowie, że czasami mnie wkurza, ale tak pozytywnie... Tzn. ona coś pomyśli, ja myślę "ty głupku" i jej to nie wyjdzie XD. Przepraszam, że obrażam twoją postać, ale ja to niestety ja. Ogółem lubię ją, nawet bardzo. Nie jest jak główna bohaterka w większości fanfiction. Nieśmiała, skrzywdzona... Ech. I teraz obrażam swoje ff, jestem geniuszem XD. No, cóż. Nawaliłam ci ponad pięć "XD" pewnie, więc lepiej już skończę. Czekan na next mamo :*

Unknown pisze...

To jest świetne! Sposób w jaki piszesz jest ufngusrfsv *,* http://we-will-forever-together.blogspot.com/ Zapraszam do sb :) x