Leżałam na kanapie, zajadając się chrupkami orzechowymi, które uwielbiałam i wracając myślami do wszystkich trapiących mnie kwestii. Można do nich zaliczyć chociażby dziwne zachowanie Luke'a. Przedwczoraj, wpadł po mnie, pod szkołę, gdyż niestety, nadal byłam uziemiona i tylko w drodze do domu mogliśmy swobodnie porozmawiać. Był z Nim, na całe szczęście Matty, który w zasadzie nic nie powiedział, oprócz jednej, małej sugestii.
- No nie powiesz jej o tej imprezie?
- Jakiej imprezie? - spytałam zaskoczona faktem, że mój przyjaciel zatajał przede mną tak ważne informacje. Luke zrobił skwaszoną minę i posłał Mattowi wymowne spojrzenie. Ja jednak nie dawałam za wygraną.
- Gadaj!
- Och, po co? I tak masz szlaban.
- I co z tego? Chyba mam prawo wiedzieć, co się szykuje!
- To nic takiego... Zwykła domówka.
- To dlaczego nic mi wcześniej nie powiedziałeś? - wyrzuciłam mu.
- Bo wiedziałem, że chciałabyś pójść, a przecież nie możesz, więc po co miałem robić Ci apetyt?
- Wiesz Ty co? Nic wielkiego by się nie stało, gdybyś sam mi o tym powiedział, a nie, muszę się dowiadywać od Matta!
- No właśnie! A z Tobą to ja sobie w domu porozmawiam. Ty też nigdzie ze mną nie idziesz! - odezwał się mój przyjaciel do winowajcy. Matt skulił się pod spojrzeniem Luke'a i nic nie powiedział. Był jak przestraszony szczeniak.
- Jak to... To Ty idziesz? - spytałam zaskoczona. Zawsze chodziliśmy razem na wszystkie imprezy, nie myślałam, że kiedy ja nie będę mogła, On tak szybko mnie opuści.
- Musze iść.
- Jak to, musisz?
- Widzisz... Tę imprezę organizuje moja dziewczyna.... - odrzekł chłopak i spojrzał mi w oczy. Patrzyłam na niego tępo nie wiedząc co powiedzieć. Nie poruszaliśmy tego tematu odkąd ostatni raz byłam w schronisku. No cóż... Jak widać, chłopak nie próżnował. Ale w sumie to mi nawet na rękę. Uśmiechnęłam się tak uroczo jak tylko potrafiłam i oświadczyłam.
- To tym bardziej muszę iść! Chciałabym poznać wreszcie wybrankę twojego serca. To kiedy to jest?
- O nie, nie, nie, niee... Nigdzie nie idziesz! - odparł stanowczo i złapał mnie za nadgarstek, by wzmocnić siłę przekazu.
- Ależ oczywiście, że idę!
- Nie ma mowy! Dave i tak mnie nienawidzi...
- Więc nie może już bardziej! Poza tym to moje życie i moja decyzja! Kiedy jest ta impreza? I u kogo...?
- Lily... - jęknął błagalnie.
- Matt? - spojrzałam na chłopaka, który skulił się jeszcze bardziej słysząc swoje imię.
- J-ja nic nie wiem...
- Ugh... Luke, jeżeli nie zabierzesz mnie ze sobą i tak wymknę się gdzieś i będę balować bez Ciebie i bez... twojego nadzoru. - Położyłam akcent na dwa ostatnie słowa. Miałam nadzieję, że odpowiednio odczyta moje intencje. Chłopak skrzywił się, jakby właśnie jadł cytrynę i spojrzał na mnie śmiertelnie poważnie, mówiąc.
- Manipulujesz mną, Brooks. Nie ładnie... Tak nie robią przyjaciele.
- Jak chcesz... - powiedziałam i odwróciłam się na pięcie, ale On od razu mnie powstrzymał.
- Okej, okej... Sobota, Coldingamn Street, 3324A. Przedstawię Cię, jeżeli tak bardzo Ci na tym zależy.
Wróciłam myślami na ziemię. Tak, to już dzisiaj. Mój brawurowy plan ucieczki spod czujnego oka ojczyma, polegał na wymknięciu się, niezauważoną i wiedziałam, że muszę zrobić wszystko, by to się udało. Ale trapiło mnie to jak bardzo mój przyjaciel starał się ukryć przede mną tę imprezę. Czyżby chodziło o mój szlaban i nie narażanie mnie znowu na gniew Dave'a, czy może Luke nie chciał bym poznała jego dziewczynę? Na samą myśl o tym robiło mi się dziwnie niedobrze, ale chciałam ją poznać. Naprawdę. Jeżeli On faktycznie się zakochał, powinnam ją poznać, upewnić się, czy jest dla niego odpowiednia, czy kocha Go tak jak ja... To było może głupie, ale właśnie dlatego byłam gotowa dzisiaj zaryzykować. Oby ona była tego warta!
Ze zdenerwowania wepchnęłam sobie całą garść chrupek do buzi i musiałam skupić się na tym, by się nie zakrztusić. Gdy doszłam do siebie powróciła kolejna, dręcząca mnie myśl. Terapia. Byłam znowu, wczoraj u doktorka Darrena, ponieważ, nie chciałam denerwować Davida przed dzisiejszym wyskokiem. I tak wiedziałam, że już nie żyję. Ale to co przeżyłam było jak piekło. Oczywiście nie obyło się bez awantury, ale mój lekarz był wyjątkowo opanowaną osobą, więc na nic się zdały moje żale i protesty. Więc zaczęliśmy babrać się w tym gównie, zwanym moim życiem i kiedy został poruszony temat mojego biologicznego ojca, byłam na krawędzi wytrzymałości. Jednak te dziwne sesje, wypompowywanie wszystkich złych emocji z przeszłości przynosiło dziwną ulgę. Odkopywałam wszystkie żale i pozwalałam im uciec. Jednak, kosztowało mnie to bardzo wiele wysiłku. Było też kilka kwestii, których zdecydowanie nie miałam zamiaru poruszać z kimkolwiek, a wiedziałam, że do nich dojdziemy, więc nie uśmiechało mi się uczestnictwo w tej całej zabawie. I to nie rozwiązywało moich problemów, w żadnym stopniu, więc najchętniej już dziś zrezygnowałabym. Ale był w tym wszystkim jeden, znaczący plus. Widziałam to bardzo wyraźnie. Dave był o wiele spokojniejszy. Kiedy wychodziłam z gabinetu witał mnie uśmiechem.Wiedziałam, że jemu to bardziej pomaga niż mi. Co mogłam zrobić?
Z przemyśleń wyrwał mnie dźwięk dzwonka. Podskoczyłam cała spięta. Jacykolwiek goście mogą zepsuć cały mój plan. Cholera! Podniosłam się z kanapy i podbiegłam na palcach do drzwi. Spojrzałam w wizjer, ale niewiele ujrzałam. Na klatce schodowej było ciemno. Jaki fantasta zgasił światło?! Dzwonek zabrzmiał ponownie, a ja podskoczyłam jak oparzona. Usłyszałam głos Dave'a, dochodzący z kuchni.
- No otwórz te drzwi wreszcie!
Z westchnieniem wykonałam polecenie. W progu stanął Harry. W rękach trzymał bukiet czerwonych róż, a na jego twarzy gościł słodki uśmiech aniołka. Miał zgrabnie ułożone loczki, dołeczki, które zawsze zachwycały i czarny, smukły garnitur. Każda by padła. Każda, tylko nie ja. Zamiast tego zaczęłam się śmiać, zwłaszcza, że do głowy zaczęły napływać mi wspomnienia z naszego ostatniego spotkania.
- Jak tam krocze? - spytałam z udawaną troską, posyłając w jego kierunku ostre spojrzenie.
- Dobrze. - odparł dumnie.
Za mną pojawił się Dave, a gdy zobaczył Harry'ego w progu, w takim wydaniu, aż się rozpromienił.
- Och, Harry, wejdź, wejdź! Napijesz się czegoś? - spytał. W jego głosie słychać było tyle sympatii, że aż rzygać się chciało. Harry zgrabnie przewinął się obok mnie, rozsiewając za sobą słodki zapach róż. Od tego też mnie mdliło. Zrezygnowana zamknęłam drzwi.
- Nie, nie dziękuję. Przecież zaraz wychodzimy.
- Wychodzimy? - powtórzyłam głucho.
- No tak! Przecież to dzisiaj! Zobacz, całkowicie zapomniałem! - odrzekł Dave i zaczął się śmiać. Tylko ja stałam po środku jak idiotka nie wiedząc co się dzieje. Harry zmierzył mnie wzrokiem, a to co zobaczył musiało mu się spodobać. Chociaż wiem, że i tego się tego spodziewał. Miałam na sobie stare dresy, z dziurą przy nogawce, a moje włosy były w stanie katastrofalnym, z resztą o wszystko zadbałam. Dave miał myśleć, że spędzam wieczór w domu. A ja już wiedziałam, o co chodzi! Randka! Liścik, który wyrzuciłam przez okno! Wszystko zrozumiałam.
- Jeżeli myślicie, że ja dzisiaj gdziekolwiek wyjdę, z TYM OSOBNIKIEM - zaczęłam, wskazując przy tym na Stylesa. - to się grubo mylicie! To powiedziawszy wróciłam na swoje miejsce, na kanapie i włączyłam telewizor. Nie miałam zamiaru wychodzić z tym kretynem, zwłaszcza, że na wieczór miałam zupełnie inne plany! Obaj mężczyźni podążyli moim śladem. Pierwszy odezwał się Harry.
- Nie ładnie tak odrzucać prezenty urodzinowe. Ale skoro nie chcesz iść, rozumiem, możemy spedzić wieczór przed telewizorem. Tylko skoczę po jakiś film i...
- Daruj sobie! Nie mam ochoty spędzać z Tobą ani minuty mojego cennego czasu!
- No widzisz... To zupełnie na odwrót jak ja. - odrzekł chłopak. Dave przejął pałeczkę.
- Lily, bądź tak miła i idź z Harrym. Nie widzisz jak się postarał?
- Nie bądź śmieszny! Poza tym mam szlaban, zapomniałeś?
- Na dzisiejszy wieczór uchylam Ci szlaban. Ostatnio się spisałaś, to możesz się trochę rozerwać. Taka okazja się nie powtórzy! - rzekł zadowolony z siebie Dave. Już chciałam odmówić, twierdząc, że wolałabym wieczór w piekle, ale z drugiej strony... Szlaban uchylony na cały wieczór, to znaczy, że teoretycznie mogłam iść na imprezę! Tylko musiałam najpierw załatwić Harry'ego... Podliczyłam wszystkie za i przeciw i wynik mi się nie spodobał.
- Okej... Zgadzam się. - odrzekłam zrezygnowana.W końcu uda mi się wymknąć pod bardzo dobrym pretekstem. Same plusy. Jeden minus. Harry aż się rozpromienił i wielce uradowany, rzekł.
- Niezmiernie mi miło. Posłałam w jego kierunku spojrzenie typu: "Robisz z siebie idiotę" i poczłapałam do pokoju, krzycząc.
- Dajcie mi chwilkę!
Całe szczęście, kosmetyczne sprawy, typu golenie nóg miałam już za sobą, gdyż wiedziałam, że dzisiaj wychodzę, jednak musiałam trochę zmienić koncepcje co do mojego ubioru. W zasadzie planowałam ubrać czarne rurki i ciemny top w krzyże i czaszki, ale jak miałam najpierw zajrzeć do ekskluzywnej restauracji, to odpadało. Otworzyłam w pośpiechu szafę i zaczęłam sceptycznie przeglądać zawartość. Jakoś zawsze kiedy Harry się pojawiał musiałam szybko się przebrać i zawsze nie miałam w co. Kolejna pozycja, do listy powodów, dlaczego nienawidzę Harry'ego Stylesa! Ughh... W końcu zdecydowałam się na czarną sukienkę, w białe, cienkie, poziome paski, do połowy ud, bez dekoltu i z rękawami 3/4, a do tego założyłam czarne kozaki do kolan, na obcasie. Wyglądało to dosyć dziwacznie i ekstremalnie, ale cóż... Taka właśnie byłam. Poza tym moja szafa nie była jakoś super wyposażona, musiałam radzić sobie z tym co miałam. Tę sukienkę całkiem niedawno dostałam od Merry; na nią była już za mała. Całkowicie zapomniałam o jej istnieniu, aż do teraz. Dodałam małe, srebrne kolczyki, zrobiłam lekki makijaż, tylko oczy podkreśliłam eyelinerem. Włosy rozczesałam i zostawiłam takie jak są. Z resztą i tak nie miałam już czasu.
Wyszłam z pokoju, porywając po drodze małą torebeczkę, w której schowałam telefon i zawołałam Harry'ego, co przyszło mi z niemałym trudem. Jak mnie zobaczył, uśmiechnął się delikatnie, ale nic nie powiedział. I dobrze! Za to wręczył mi nieszczęsny bukiet, który automatycznie podałam Davidowi.
- Wstaw do wazonu. - odparłam chłodno i założyłam swój płaszcz. Harry wyrwał się, by mi w tym pomóc, ale skutecznie go odepchnęłam. Zerknęłam tylko na Dave'a, który patrzył na nas z uśmiechem. Wyglądał jak dumny tatuś posyłający córkę na bal absolwentów, czy coś.
- Możemy już iść? - spytałam podirytowana. Chciałam już tę całą szopkę mieć za sobą.
- Do zobaczenia! Miłej zabawy! - krzyknął David, gdy wychodziłam, ale nic więcej nie usłyszałam, gdyż Harry zamknął za nami drzwi. Nastały egipskie ciemności. Czemu nie ma światła?!
- Próbowałem zapalić światło, ale chyba żarówa się przepaliła. - usprawiedliwił to chłopak, jakby czytając mi w myślach. - Także, może lepiej złap się mnie, bo zabijesz się na tych schodach.
- Dam sobie radę! - odparłam, pokonując kilka pierwszych stopni przylepiona do ściany. Harry człapał za mną i chyba mnie asekurował, chociaż po ciemku nie byłam pewna. W końcu wyszliśmy z budynku i poczułam się raźniej, oświetlona blaskiem ulicznych latarni. Przed domem czekał luksusowy, czarny samochód. Harry mnie wyprzedził i otworzył dla mnie tylne drzwi. Czyli mieliśmy szofera. Wspaniale! Bez protestów wsiadłam do auta, a zaraz za mną wgramolił się Harry. Ruszyliśmy.
Skierowałam wzrok za okno, by nie musieć patrzeć na mojego towarzysza i móc skupić się na planie ucieczki. Nie myślałam, że sprawy przybiorą taki obrót, ale z każdej sytuacji jest wyjście.
- Tak z ciekawości...Co takiego powiedział Ci doktor West, że tak mnie sprałaś, po wizycie u niego? - zapytał Harry, przerywając ciszę.
- Tak z ciekawości... Co Ty tam do cholery robiłeś? - odpowiedziałam pytaniem na pytanie.
- Przechodziłem.
- To masz nauczkę, żeby więcej nie przechodzić! - odrzekłam chłodno.
- No wiec? - drążył temat.
- Terapia jest tajemnicą. Nie mam zamiaru Ci się zwierzać!
- Szkoda...
- Nie sądzę.
Kolejne minuty ciszy. Atmosfera była naprawdę gęsta, w dużej mierze dzięki mnie, ale miałam to gdzieś. Nie byłam tu dla przyjemności. Cała ta sprawa z Harrym i tym jego oślim uporem żeby się do mnie zbliżyć była męcząca i naprawdę nie miałam ochoty na kolejną rundę, ale chyba nie tak łatwo jest mi wyplątać się z jego sideł. Za każdym razem gdy obiecuję sobie, że już więcej się do Niego nie odezwę, On wycina mi taki numer! I teraz mogłabym postanowić sobie znowu, że to nasze ostatnie spotkanie, ale za dobrze Go znałam, by tak się łudzić. To dopiero początek! Westchnęłam mimo woli, a On to zauważył, bo zapytał.
- O czym myślisz?
- Ooo... sprawdzianie z matmy. - skłamałam. Nie chciałam żeby wiedział, iż rozmyślam na jego temat. Nie dam mu tej satysfakcji!
- Masz problemy z matmą? - spytał ponownie.
- Nie. Czemu tak myślisz?
- Bo wzdychasz.
- Fakt. Brzmi logicznie.
- Bo takie jest. Lily, kiedy wreszcie pojmiesz, że jestem od Ciebie mądrzejszy?
- Słucham?! - odpowiedziałam zdumiona i wybuchłam przesadnym śmiechem. Co za palant!
- Nie śmiej się!
- Ależ to jest śmieszne! Ty mądrzejszy? Ty nawet do szkoły nie chodzisz!
- Mam prawie 20 lat.
- I nadal zachowujesz się jak rozpieszczony gówniarz!
- Dlaczego tak uważasz? - spytał. Widać było, że dotknęła go ta uwaga.
- Bo nie słuchasz co się do Ciebie mówi! Traktujesz mnie jak zabawkę, którą można rzucić w kąt, kiedy tylko znowu Ci się znudzi! A ja zostanę sama... znowu! - wypomniałam mu. Na jego twarzy pojawił się grymas wstydu, bólu i smutku, jednak nie obchodziło mnie to, co w tej chwili czuje! Zasłużył na każde słowo.
Znowu zapadła cisza, ale przestrzeń pomiędzy nami, wydawała się ogromna. Ja powróciłam do podziwiania świata za oknem, Harry gapił się na swoje ręce. Tak minęło 15 minut. Aż 15 minut.
Gdy w końcu zatrzymaliśmy się przed niepozornie wyglądającą restauracją, Harry jak poprzednio otworzył mi drzwi, od samochodu i drzwi lokalu. Wyglądał zupełnie normalnie. Chyba postanowił zostawić emocje w aucie i załatwić ze mną, to co ma do załatwienia. Pasował mi taki układ. Pójdzie szybciej.
Kelner od progu zabrał od nas płaszcze, drugi zaś, bardzo uprzejmy, zaprowadził nas do stolika, zupełnie z tyłu sali. Odgrodzony był nawet złotym parawanem. Harry zadbał o wszystko. Ten sam, przystojny kelner o umieniu Josh pomógł mi usiąść i podał nam karty, po czym oddalił się niespiesznie. Przejrzałam szybko menu, ale i tak nie mogłam skupić się na nazwach potraw. Pomiędzy mną a Harrym dalej utrzymywał się chłodny dystans. Biały obrus wydawał się być morzem, dzielącym nas. Nawet świeczki nie pomagały. Wszystko to bardzo mi się podobało. Znacznie ułatwiało mi to trzeźwe myślenie i nie uleganie emocjom, których odczuwałam bardzo wiele w zetknięciu z osobą Harry'ego Stylesa. Kelenr wrócił.
- Czy może zdecydowali się już Państwo? - spytał bardzo uprzejmie, ale profesjonalnie. Harry zaszczycił mnie pytającym spojrzeniem.
- Yyyyy, poproszę łososia w sosie śmietankowym. - powiedziałam w pośpiechu.
- A dla Pana?
- To samo. - odparł chłodno mój towarzysz. Cały optymizm z niego wyparował. Jak przykro - pomyślałam z sarkazmem.
- Oczywiście. Czy życzą sobie Państwo coś do picia?
- Dla mnie cola. - odrzekłam.
- Wodę poproszę. - powiedział Harry.
- Oczywiście. Jakiś deser?
- A co Pan proponuje? - odezwał się pierwszy chłopak.
- Naszą specjalność - szarlotkę. - odparł dumnie Josh.
- W takim razie poprosimy. - rzekł Harry i uśmiechnął się delikatnie. Tak jakoś dziwnie mi się zrobiło, że na tak długi czas pozbawiłam go tego. Wyrzuty sumienia? Nieee. Oby nie.
Spojrzałam na niego. On także patrzył mi w oczy. Czas jakby się zatrzymał, wszystko stanęło. Nie wiedziałam, co się dzieje, ale naprawdę mi się to nie podobało. Najgorsze było to, że nie mogłam oderwać od niego spojrzenia. Jakaś magnetyczna siła, nie pozwalała mi się ruszyć, normalnie oddychać, patrzenie w jego oczy było wszystkim co teraz umiałam. Dziwne uczucie.
- Ślicznie wyglądasz. - powiedział nagle Harry, przerywając ten dziwaczny seans. Ocknęłam się i z zakłopotaniem spojrzałam na siebie.
- Eeeee... dzięki? - odparłam. Na chwilę straciłam rezon, pozwoliłam wyprowadzić się z równowagi i proszę! Teraz mu dziękuję! Kretynka!
- No więc... Nie jesteś ciekawa dlaczego Cię tu dzisiaj wyciągnąłem?
- Ani trochę. - odparłam przekornie.
- Nieważne. I tak Ci powiem! Zawieszenie broni.
- Co? - spytałam po chwili. Nie rozumiałam za bardzo o co mu chodziło.
- Proponuję zawieszenie broni. Ty dasz mi szanse, przekonasz się dlaczego tak bardzo nie chcę się od Ciebie odczepić, w zamian zaś, ja postaram się być jak najmniej upierdliwy. Co Ty na to? - spytał, bardzo z siebie zadowolony.
- Jakieś alternatywy?
- Nie. - odparł uśmiechając, się od ucha do ucha. - Słuchaj, to obydwojgu nam wyjdzie na zdrowie. Cały czas mnie odpychasz, złościsz się, rozumiem, masz do tego prawo. Ale nie dajesz mi nawet szansy na zrehabilitowanie się! A każdy powinien otrzymać drugą szansę!
- Człowieku, Ty za bardzo mnie irytujesz samą swoją obecnością! To już nie jest to co kiedyś, nie jesteśmy dziećmi! Przynajmniej, ja nie jestem! Gdyby chodziło o kogoś innego...
- Ale dlaczego? - przewał mi. - Dlaczego ktoś inny miałby szanse a ja nie?!
- Bo za bardzo mi na Tobie zależało! Bo za bardzo to boli! - odrzekłam zbyt pospiesznie. Teraz naprawdę tego żałowałam, gdyż na jego twarzy pojawiło się coś na kształt podekscytowania. Dałam mu najlepszą broń jaką mogłam i wiedziałam, że wykorzysta to bez wahania.
- Kocham Cię Lily. - spojrzałam na tego kretyna, z niedowierzaniem i prawie co nie spadłam z krzesła. CO ZA PALANT! Mimowolnie w moim sercu zaczęły odżywać uczucia, które kiedyś żywiłam do tego człowieka i jednym z nich była właśnie miłość. Czy tego chciałam czy nie, coraz głębiej zapadałam się w spiralę swoich uczuć, do tego stopnia, że zrobiło mi się słabo.
Wstałam od stołu i udałam się wprost do toalet dla pań. Podbiegłam do umywalki i ochlapałam policzki zimną wodą. Dlaczego tak bardzo się tym przejmuję?! - krzyczałam na siebie w duchu. Dlaczego cholera jasna, daje sobą manipulować?! Dlaczego w ogóle dopuszczam do siebie myśli, że może czas się poddać?! Ooo nie, nie, nie, nieee... Nie zamierzam mu niczego ułatwiać! Niech se to swoje zawieszenie broni w dupę wsadzi!
Wytarłam policzki papierowym ręczniczkiem i wyszłam dumnie z toalety. Na naszym stole czekały już dwie porcje łososia. Wyglądał naprawdę smakowicie, więc bez zbędnych ceregieli i powracania do ostatniego epizodu, zabrałam się za jedzenie. Jednak najpierw pociągnęłam zdrowy łyk coli. Jakoś zaschło mi w gardle. Czułam na sobie jego czujne spojrzenie, ale nie odwzajemniłam go, jak również w żadnym wypadku nie dałam po sobie poznać, że jego wyznanie cokolwiek zmieniło. Skupiłam się tylko i wyłącznie na jedzeniu, co z resztą nie było trudne, gdyż ryba była wyśmienita. Mój talerz, niemal jednocześnie z talerzem Harry'ego zostały opróżnione.
Josh zabrał naczynia i po chwili przyniósł dwie szarlotki. Od razu rzuciłam się na nią, potrzebowałam cukru. Jadłam i jadłam, ale już nie czułam smaku. Myślami byłam gdzieś indziej.
- Prawie taka dobra, jak Twojej mamy. - odrzekł Harry, ale natychmiast pojął jaki zrobił błąd i spojrzał na mnie zlękniony. Patrzyłam na niego jak sparaliżowana. W zasadzie taka byłam.
- Prawie. - wycedziłam w końcu, pokonując chęć by walnąć go czymś ciężkim.
Po skończonej kolacji, siedzieliśmy znowu naprzeciw siebie, ale tym razem unikałam jego spojrzenia. Nie miałam zamiaru znowu dać się tak załatwić.
- Przepraszam. - odezwał się w końcu.
- Za co? - spytałam chłodno i opanowanie.
- Za wszystko. Za to, że wspomniałem o Twojej mamie, zupełnie przypadkowo, chociaż wiem, jak bardzo jest Ci ciężko po jej śmierci. Za to, że cały czas sprawiam Ci ból. Za to, że Cię zostawiłem, nawet wtedy, kiedy potrzebowałaś mnie najbardziej. Za to, że jestem takim palantem, iż musiałaś posunąć się do użycia siły wobec mnie. Za to, że wyznałem Ci miłość. Za to, że właśnie teraz potrzebuję Cię bardziej niż możesz sobie wyobrazić i jestem zwykłym gówniarzem, który na dodatek jest egoistą, ale mimo to nie przestanę o Ciebie walczyć.... Bo wtedy nie byłbym już w stanie za nic Cię przeprosić.
Spojrzałam na niego, a w moich oczach zebrały się łzy. To wszystko było za trudne. Wiedziałam, że mówi prawdę, chociaż nie wszystko rozumiałam, wiedziałam też, że mówi śmiertelnie poważnie, że nie zrezygnuje ze mnie. A ja czułam, że nie mam absolutnie żadnych sił by mu się przeciwstawić. Przegrałam, przegrałam już dawno temu.
- I co mam teraz powiedzieć? - spytałam bezsilna, a głos łamał mi się niemiłosiernie. - Że to coś zmieni?
- Nie musisz nic mówić... Tylko pozwól mi zbliżyć się do Ciebie, chociaż na milimetr.
- Nie wiem. Nie wiem, okej?! Muszę to przemyśleć. - powiedziałam, bo tylko to przyszło mi do głowy.
- Rozumiem. - odparł, jakby trochę zawiedziony. - To jak? Idziemy już? - zapytał, dając mi wolną rękę.
- Tak, jestem zmęczona.
- Okej. - powiedział, po czym wstał od stołu i udał się w stronę baru. Sama pospieszyłam do wyjścia. Odebrałam swój płaszcz i zadzwoniłam do Luke'a.
- Co jest? - odezwał się mój przyjaciel.
- Zaraz postaram się być.. Odbierzesz mnie z Avenue Street?
- Dlaczego z Avenue Street?
- To długa historia! O której mniej więcej zaczyna się ta impreza?
- Za pół godzinki może...
- Okej to do zobaczenia.
- Cze... - rozłączyłam się szybko i odwróciłam, czego omal nie przepłaciłam zawałem serca, gdyż tuż za mną stał Harry. Patrzył na mnie, jakby wiedział, że coś zmalowałam.
- Jaka impreza? - spytał podejrzliwie.
- Co? Jaka impreza, o czym Ty mówisz? - odparłam, udając, że absolutnie nie mam o niczym pojęcia.
- Wszystko słyszałem! Mów! - rozkazał. Jakbym słyszałam samą siebie, kilka dni temu.
- Och, to nic takiego! I tak nie zamierzałam iść...
- Serio? Bo wydawałaś się bardzo chętna... i doinformowana....
- Możemy już iść? - spytałam, próbując zmienić temat.
- O co chodzi? - dopytywał się Harry.
- Ugh... Tak, jest impreza, tak miałam na nią iść! Zadowolony?
- Gdzie się odbywa?
- A co Ciebie to obchodzi?
- Mam ochotę potańczyć.
- Coo?! Nie ma mowy, nie pójdziesz tam ze mną!
- A dlaczego nie?
- Bo... Bo nie!
- Bo nie, to żaden argument. Gdzie to jest?
- Nie zgadzam się, rozumiesz?!
- W takim razie jedziemy do domu. Odprowadzę Cię pod same drzwi i opowiem Davidowi o twoich planach. Albo idziesz ze mną, albo w ogóle.
Mierzyłam go wzrokiem, próbując go zabić. Przy okazji zdałam sobie sprawę jak bardzo jest wysoki. Musiałam zadzierać głowę, by patrzeć mu w oczy.
- Szantaż?
- Tak. - odparł wesoło i uśmiechnął się szeroko.
Cholera, oby Ona była tego warta!
Witajcie! :D
Wiem, że to była dłuuuga przerwa, tak bardzo mi przykro, ale naprawdę mam duużo rzeczy na głowie... Pechowe życie licealistki.... Ale głowa do góry, w wakacje wszystko nadrobimy ;) Mam nadzieję, że rozdział się spodobał, PROSZĘ O MOC KOMENTARZY!! Jesteście wielcy, trzymajcie się i do następnego razu... ;)
Bym zapomniała! Wraz z Chedey i Riley, gorąco zapraszam WAS młodych, zdolnych, pracowitych, pisarzy i czytelników do AKADEMII MŁODYCH PISARZY gdzie znajdziecie wiele ciekawych opowiadań i wielu ciekawych, inspirujących, młodych twórców i ogólnie będziecie mogli "zareklamować" swoją twórczość! :D
Naprawdę serdecznie wszystkich zapraszamy! :)
Proszę jeszcze raz, zostaw komentarz, to dla mnie znaczy, BARDZO WIELE! :)
love you all <3
Talitha xoxo
8 komentarzy:
Dobry rozdział x
A tak serio to:
CZY CIEBIE TRZEBA NOGI ZŁAPAĆ I PRZEZ BALKON WYSTAWIĆ ZA TE KOŃCE?! ZAWSZE UCINASZ W NAJLEPSZYM MOMENCIE..
a teraz spokojnie :)
Rozdział Z A J E B I S T Y ! *dzieci zakryć oczy*
Mój Luke ma dziewczyne.. To BOLI!!!! Ale przeżyje :)
Jak romantycznie :') awwwh
Harry ją kocha! Harry ją kocha !
Romantyczna kolacyjka, świece, łosoś *ble* tylko buzi buzi brakowało hahaha
Idzie na impreze z Harrym :o
Biedna :c
Jak mogłaś ją tak skrzywdzić :o
Znaczy wiem, że ina tego chce, ale..
Jestem tępa i nie wiem co więcej napisać :s + jestem na telefonie grrrr!
Wiesz, że mi tam nie przeszkadza, że są tak żadko rozdziały bo Cię rozumiem :)
Kocham twoje opowiadanie! <3
Kocham Ciebie! <3
Kocham Luke ! <3 nie nic
Jesteś przecudowną pisarką!
Czekam aż wydasz książkę *i dedyk* hahah
Rozdział jest mega napisany *.* byly jeszcze 2 błędy, ale to luzik :)
Dobra nie spamuje już xx
Kocham Cię oraz tego bloga!
Weny i powodzenia skarbie xx
Widzimy się za rok w wakacje hahah
Czekam na next'a !
Much Love, Ciotka Dżeff <3
ahaahahahah jak tam krocze? XD
z minutę siedziałam i po prostu się uśmiechałam jak głupia po przeczytaniu tego :D
impreza z Harry`m... ^^
czekam na nexta i zapraszam do siebie : http://lietomefanfic.blogspot.com/
I na mojego nowego bloga o Harr`y`m :) http://sinisterstylesfanfic.blogspot.com/
Jaki długi o.O XD
W przeciwieństwie do mojego :D
Kocham tego bloga, to opowiadanie i kocham Harry'ego i kocham Ciebie, bo dzielisz się tym opowiadaniem z nami <3 (jakie wyznania xD)
Impreza z Harry'm ^_^
Jestem aktualnie pod jarana xDD
Czekam na nexta ;)
@Kwiatkowska04
Zapraszam również do siebie na krótki rozdział XD
http://bestrongdontgiveup.blogspot.com/
Ha-ha-harry. Jaki z loczka szantażysta xD. Czemu kiedy oni wychodzili na... randkę ja czekałam aż Dave wyjmie aparat i zacznie im pstrykać zdjęcia<3?? Czemu? Ogółem była jedna literówka, coś tam z kelnerem xD, ale to gówno takie. A więc zaskoczyłaś mnie. Harry jest taki słodki i jaki z niego dżentelmen*.* Ogółem wolę Louisa, ale w tym gr tak opisujesz Harry'ego, że hrwchkjfsxjiwjjheegwgh. On od teraz JEST MÓJ XD!!!
Uuu ciekawy rozdział :)))) Warto było czekać *-*
Czy tylko ja jedyna jestem za Harrym? ;o Niech mu w końcu wybaczy! On (i jego krocze) już dużo wycierpieli XD
Czekam na następny! xoxo
Btw. zabieram się za swój rozdział :3
Btw. 2 . ZAPRASZAM ZAPRASZAM NA https://www.facebook.com/akademiamlodychpisarzy :33
No więc jedno słowo opisze to co teraz czuję. Uwaga,uwaga.. ,,WOW"!!
Harry powiedział Lily?! Że ją kocha?! Omg! Paulina uduszę cię zaraz :* Kiedy ja mysle sobie ,,Ok teraz będzie spokój i wszystko jak w bajce a tu bum!" Prawie spadłam z krzesła! Boże,Mateńko! Kocham cię i bije pokłony! :* Zapraszam do mnie <3 http://nanny-fanfiction.blogspot.com/2014/05/rozdzia-2.html
Nie no..Nic dodać nic ująć..
Blog znakomicie się czyta i dużo się dzieje.!
Świetnie piszesz i życzę duużo weny..i czego najbardziej potrzebujesz, CZASU .
Mam nadzieję, że kolejny będzie szybciej..
Chociaż, warto było czekać :)
Mam nadzieję, że będziesz częściej wbijać na, bo liczę się z twoim zdaniem:
http://iholdyoucloser.blogspot.com
XoXo
Prześlij komentarz